Fotograficzne „flow” Murgrabiego

Węgierski psycholog Mihály Csíkszentmihályi w swojej teorii przepływu opisuje zjawisko, jakim jest „flow”, czyli stan między satysfakcją a euforią, wywołany całkowitym oddaniem się jakiejś czynności. Ten rodzaj twórczego uniesienia jest charakterystyczny dla ludzi, którzy po prostu żyją z pasją. Sportowcy, artyści, każdy, kto w pełni oddaje się swojemu zajęciu odczuwa ten charakterystyczny, pozytywny przepływ. Pochodzący ze Szczecina fotograf Łukasz Murgrabia powołuje się na tą teorię.

Autor

Aneta Dolega

To co mnie interesuje, to nie jest finalne zdjęcie, ale proces który prowadzi do jego powstania; coś co dzieje się pomiędzy początkiem a końcem – mówi fotograf. – Świetnie to właśnie opisał w swojej teorii przepływu Mihály Csíkszentmihályi.

Łukasz Murgrabia należy do czołowych polskich fotografów reklamowych. Studiował projektowanie form wizualnych w Poznaniu i fotografię w Łódzkiej Szkole Filmowej. Jego prace były drukowane m.in. w: „Creative Review” i „The Real”, „101 reklam, które powinieneś znać”, „200 Best advertising Photographers”; „Luerzersarchive”. Realizowane przez niego kampanie reklamowe wielokrotnie zdobywały nagrody na czołowych festiwalach w Polsce i zagranicą. Skromny, ale rozchwytywany, ma jeszcze czas na stricte autorską, artystyczną pracę. – Każdy rodzaj fotografii sprawia mi przyjemność, to zależy od dnia i projektu – śmieje się Łukasz. – A tak na poważnie to w każdej z nich znajduję coś istotnego dla siebie. We współpracy z korporacjami mogę poćwiczyć sztukę negocjacji, umiejętność prostego wyjaśniania skomplikowanych kwestii technicznych. W projektach autorskich, portretach pozwolenie drugiej osobie na zaistnienie, wyciągniecie osobowości czasami schowanej  pod różnymi maskami, czasami lękiem przed aparatem. 

Kampanie reklamowe, m.in. dla Samsunga, Skody, T-Mobile, PZU, Tesco, Nivea, Tetley czy Lotto. To zlecenia typowo komercyjne, ale i do nich Murgrabia przemyca autorską wizję. – W temacie wolności artystycznej przy tego typu pracy trudno jest mi generalizować – stwierdza fotograf. – Trafiają do mnie różne zlecenia: poczynając od międzynarodowych korporacji, które posługują się od lat wypracowanymi sposobami komunikacji i co za tym idzie konkretnymi oczekiwaniami co do wyglądu, miny modela, rodzaju światła i finalnego zdjęcia, po sytuację kiedy pada z ust zleceniodawcy: „A jak Ty byś to widział? Po to do Ciebie przyszliśmy”.

Obok reklamy konkretnych produktów, w portfolio Łukasza znajdują się także plakaty do przedstawień teatralnych, baletowych, filmów dokumentalnych czy festiwali filmowych. Przed jego obiektywem stanęli znani aktorzy tej miary co Daniel Olbrychski, sportowcy tacy jak Adam Małysz czy Robert Lewandowski czy tancerka Marta Fiedler. – Z racji tego, że moją niespełnioną miłością jest balet, lubię pracować z tancerzami. Ze sportowcami ze względu na wspólną nić porozumienia i ich skupienie nad tym, co wykonują w danej chwili – wyznaje Łukasz. – Paradoksalnie jednak, jeśli mi się z kimś dobrze pracuje to zazwyczaj zdjęcia trwają bardzo krótko, ze względu na dobrą nić porozumienia jaka się między nami nawiązuje.

Stosunek Łukasza do fotografii jest bardzo liberalny także pod względem technicznym. Kilka lat temu pokazał w jednej z warszawskich galerii autorską serię zdjęć wykonanych iPhonem. „Wyrzucone życiorysy” to dokumentacja… śmieci. „Jaką historię znajdzie ktoś jutro w wyrzuconych resztkach? Czy łatwo odgadnie kim jestem? Co robiłem. Ile zjadłem. Czy jestem sumienny w płaceniu rachunków. Na co choruję. Czym się zajmuję. Czy żyję sam czy z kimś. Jaki mam temperament. Jaki ukryty sekret” – to fragment opisu ekspozycji. Bardzo osobisty cykl zdjęć wymagał też specjalnego narzędzia. – W XIX wieku powstała dagerotypia, zastąpiła ją później błona fotograficzna; dzisiaj mamy telefony – tłumaczy fotograf. – Wydaje mi się, że jest i zawsze będzie widoczna różnica w finalnym efekcie pomiędzy świadomym fotografowaniem, a bezwiednym pstrykaniem. Nie jest istotne narzędzie i nigdy nie było. Zdjęcie można zrobić pudełkiem po butach, istotny jest pomysł, umiejętność widzenia świata, ludzi, których się fotografuje.

Łukasz Murgrabia opuścił Szczecin lata temu, z oczywistego powodu. – Wyjechałem w okresie studiów kiedy zrozumiałem, że fotografia jest zawodem praktycznym, a nie teoretycznym; więcej się nauczę asystując w studiach fotograficznych niż siedząc w szkolnej ławie. Dzięki temu poznałem wspaniałych mistrzów jak Jacka Porembę, Roberta Wolańskiego czy Magdę Wuensche – mówi i dodaje z uśmiechem: – Odwiedzam Szczecin kilka razy do roku. Nie tyle tęsknie za miastem co raczej za wspomnieniami z nim związanymi.

Prestiż  
Listopad 2017