Na razie! Ciao! See you! Hey!
Wydali 18 płyt, praktycznie wszystkie okryte kilkukrotnymi warstwami platyny. Wylansowali dziesiątki przebojów, które jak kraj długi i szeroki nucą Polacy. Cytaty z ich piosenek weszły na stałe do świadomości i języka. À propos języka – nazwa zespołu to zapożyczone z angielskiego przywitanie, ale też pożegnanie. Teraz czas na to drugie. Legendarny Hey na nieokreślony czas znika ze sceny. W rodzinnym mieście pożegnają się z fanami koncertem z serii „Fayrant Tour” w sobotę, 25 listopada w Hali Arena Szczecin.

W Szczecinie Hey ma specjalną pozycję – tu przecież zespół powstał w 1992 roku. Dokładnie ćwierć wieku temu. Wówczas o Szczecinie, nie tylko z powodu ciągłych opadów deszczu i gęstych mgieł, mówiono „Polskie Seattle”. Do dziś Hey jest marką Szczecina, trudno też o lepszych ambasadorów miasta. Nawiązań do Szczecina nie zabrakło także w wielu tekstach zespołu, a także w solowych piosenkach Nosowskiej – kultowe już „Dźwigozaury”, czy „Zbyt szczecińska dla Warszawy, a dla Szczecina zbyt warszawska”.
Kiedy zespół ogłosił tytuł trasy koncertowej „Fayrant Tour”, nikt się nie domyślał, że oznacza to koniec pewnej epoki. Oficjalnie wieść gruchnęła dopiero w wywiadzie jakiego wokalistka zespołu udzieliła „Zwierciadłu”, a cytat z niego błyskawicznie zalał Facebooka niczym najgroźniejszy internetowy wirus. – Nazwę (trasy koncertowej – przyp. red.) wybraliśmy nie bez powodu, żeby nie dramatyzować, ale rzeczywiście chodzi o zawieszenie działalności. Zespół Hey będzie do zobaczenia tylko na tej trasie, a potem już nie. Podjęliśmy decyzję, że najwyższa pora dać odpocząć od nas ludziom. Jesteśmy wszyscy w zespole już w tym wieku, że to chyba ostatni moment, żeby poczuć, jak to jest ryzykować. Dowiedzieć się, kim jesteśmy bez tego projektu – mówi Katarzyna Nosowska.
Fani na uspokojenie w ostatnich dniach października otrzymali płytę z nowymi wersjami utworów. Nosi wielce obiecujący tytuł „CDN”. Ale i tak wszystkich zamurowało. Kiedy wrócą z nowymi piosenkami? Nie wiadomo. Fanom pozostaje cytat z jednego z największych przebojów zespołu „Moja i twoja nadzieja”: „Musisz odnaleźć nadzieję i nieważne, że nazwą ciebie głupcem…”Udało nam się namówić szczecińskich muzyków i ludzi z muzyką związanych, na „heyowe” wspomnienia.
Inga Kurek-Baranowska – kierownik Działu Programowego Domu Kultury „Słowianin”
Hey wyjechał od nas dawno temu, ale na szczęście często wraca. Zawsze będę wspominać ich pierwsze koncerty w „Słowianinie” i nasze pogaduchy pokoncertowe. Śledzę jak na przestrzeni lat zmienia się ich muzyka. Choć nie wszystkie utwory jestem w stanie zanucić, to głos Kasi Nosowskiej oraz jej teksty są zawsze do rozpoznania, do wzruszenia i przemyślenia. Oby wrócili szybko i tworzyli jak najdłużej i dzielili się z nami emocjami.
Przemysław Thiele – lider zespołu Kolaboranci
Gdy rodził się Hey, mój zespół przeżywał wyjątkowo pomyślny okres. Piotr Banach dwa lata wcześniej opuścił Kolaborantów i usamodzielniał się bardzo skutecznie. Gdy organizując „heyowy” skład zwrócił się z propozycją współpracy do Jacka Chrzanowskiego, naszego basisty – odczułem (tylko) lekki niepokój. Chciałem wierzyć, że jego kolaboracja (!) z Banachem będzie tylko urozmaiceniem i krótkim epizodem, ale za cholerę nie byłem w stanie przewidzieć, że zespół odniesie sukces... Za chwilę Jacek, podobnie jak cały Hey opuścił Szczecin, by kontynuować karierę w stolicy. W tym momencie mój niepokój (już nielekki) zamienił się w zawód, i co za tym idzie raczej wstrzemięźliwą sympatię do zespołu Piotra Banacha na kilka lat. Ale czas leczy rany. Kilka lat później pracowałem nad własną muzyką z użyciem komputerowej technologii, do której chwilę wcześniej przekonał mnie właśnie Piotr Banach. Tak po starej znajomości…
Olek Różanek – wokalista, tekściarz, lider zespołu Chorzy
Hey był jak pierwszy seks. Do czasu pierwszego seksu oczywiście. Miałem na ich punkcie obsesję i był to piękny czas, w którym wszystko pachniało muzyką i szaleństwem, no ale potem pojawiła się pierwsza płyta solowa Nosowskiej i to właśnie na nią przeniosła się moja obsesja. Ciężko mi po latach fascynacji i zobojętnienia grupą Hey odnieść się do decyzji o jej zawieszeniu. Swoją drogą, co by powiedziała Kasia Nosowska lub jej koledzy z zespołu, gdyby działalność zawiesili Chorzy?
Alicja Kruk, wokalistka duetu Oho! Koko
Moje pierwsze spotkanie z Hey’em miało miejsce kiedy byłam nastolatką. Gitary, ogniska, pierwszy alkohol i „Teksański” wyryczany przez gardła drażnione dziewiczymi papierosami. Później kiedy już przeprowadziłam się do Szczecina, będąc szesnastolatką, pamiętam doskonale rozterki trudnego wieku i „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” katowane od rana do nocy wraz z przyjaciółmi. Po latach Hey niespodziewanie wrócił do mnie z mocnym uderzeniem, kiedy to Piotr Banach zaproponował wzięcie udziału w jego jubileuszowej trasie. Mimo wielkiego lęku przed zmierzeniem się z legendarnymi utworami Hey’a, przyjęłam propozycję i przeżyłam wspaniałą przygodę. Podoba mi się też współczesne, nowoczesne brzmienie zespołu i trochę ubolewam nad zawieszeniem działalności, ale jeśli już tak musiało się stać, miejmy nadzieję, że nie na długo.
Monika Petryczko – dziennikarka i selekcjonerka muzyczna, Stowarzyszenie Miastoholizm
Jak każdego miłośnika twórczości tego zespołu zdumiała mnie ta decyzja i zasmuciła. W końcu Hey jest od zawsze i nikt nie wyobraża sobie, aby mogło być inaczej. W pewnym przewrotnym jednak świetle zdarzeń ujrzałam w tej decyzji konsekwencję i realizację tego, wszystkiego o czym wcześniej śpiewała Kasia Nosowska. Jej osobiste i naznaczone indywidualizmem tzw. prowadzenie się przez życie, nie mogłoby obejść się bez prób uwolnienia się, przemówienia głosem Kasi, a nie „Kaśki od zawsze z Heya”. Jakże podwójnej mocy nabierają teraz słowa z „Cudzoziemki w raju kobiet”, które traktują o przypisanej przynależności, stygmatyzacji pochodzeniem czy powiedzielibyśmy dziś na skróty, „ohasztagowaniem”. O ile dla Szczecina Nosowska zawsze będzie szczecińska, nigdy zbyt warszawska (parafrazując słowa piosenki) o tyle w rzeczy samej ona jest „moja”, „Twoja”, „nasza” i „ich” – tylko i aż na poziomie indywidualnych przeżyć oraz wspomnień.
Emilia Goch Salvador – altowiolistka, szefowa Baltic Neopolis Orchestra.
Muzyka Heya towarzyszyła mi od początku, zaczynałam wtedy szkołę średnią, sławnego szczecińskiego muzyka pełnego wrażliwych, artystycznych dusz. Pamiętam koncerty w Słowianinie i emocje, jakie towarzyszyły słuchaniu piosenek jeszcze z kaset w domu. Teksty Nosowskiej to dla mnie czysta poezja, a ich znaczenie pogłębia się wraz z przybywaniem moich własnych doświadczeń. Wokalistka jest przy tym bardzo charyzmatyczną osobowością, imponuje mi jej indywidualizm i niezłomność w realizowaniu własnej drogi artystycznej. Tym bardziej cieszę się, że dwóch członków Baltic Neopolis Quartet mogło zagrać partie smyczków na solowej płycie Kasi – 8.
Piotr Banach, założyciel Heya, gość specjalny „Fayrant Tour”
Ostatnio najczęściej zadawanym mi pytaniem jest - czy będziesz na wszystkich jubileuszowych koncertach Heya? A zaraz potem - ile piosenek z nimi zagrasz? Nie spodziewałem się, że w ludzkiej pamięci tak mocno tkwi tamten Hey z lat dziewięćdziesiątych, ten mój. Mówię mój, bo go sobie wymyśliłem, wymarzyłem, wykreowałem. Nie zrodził się ze wspólnego słuchania muzyki, ludzkich interakcji, prób i błędów. Już bardziej z mojej fascynacji osobą Kaśki Nosowskiej. Chciałem mieć z nią zespół, a kto w nim będzie poza nią było sprawą drugorzędną. To dlatego pozwalam sobie twierdzić, że był to zespół z łapanki. Sorry chłopaki, ale był. Wasz wkład doceniłem potem i z perspektywy czasu widzę, że gdyba ta „łapanka” potoczyła się inaczej, Hey nie byłby tak dobrym, tak oryginalnym zespołem. Nawet ta nieszczęsna Katarzyna Kanclerz, menedżerka-wizjonerka, która tak dała nam w kość swoimi intrygami jawi mi się po latach, jako nieodzowna część tej układanki. Grałem w Heyu przez siedem lat i było wspaniale. Grałem w Heyu przez siedem lat i było okropnie. Spełniły i rozwiały się moje marzenia. Przekonałem się, jak słodki i jak ciężkostrawny jest sukces. Musiałem więc odejść, miałem dosyć, przepaliły mi się bezpieczniki. Gdybym tego nie zrobił byłbym dziś innym człowiekiem. Miałbym inne doświadczenia, a te przecież kształtują nas najbardziej. Dlatego też, kibicuje Kaśce w jej decyzji o zawieszeniu zespołu. Przypuszczam, że dla osób bezpośrednio w sprawę zaangażowanych to ciężki temat i trudny czas, ale z własnego doświadczenia wiem, że do przejścia. „Cykliczność wyklucza wyjątkowość” - to jedno z moich ulubionych powiedzonek. Nim właśnie pozwolę sobie tą moją wypowiedź spuentować, bo myślę, że idealnie się do tego nadaje.