Za kulisami życia Prestiżowy utwór małżeński w czterech aktach na dwie pary
Postaci:
Małgorzata Chryc-Filary – aktorka Teatru Polskiego w Szczecinie, żona Zbigniewa, urodzona w Radomsku (a dusza z Podhala)
Zbigniew Filary – aktor Teatru Polskiego w Szczecinie, mąż Małgorzaty, szczecinian, pochodzi z Olsztyna
Danuta Kamińska – aktorka Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie, żona Dariusza, szczecinianka, pochodzi z Giżycka
Dariusz Kamiński – aktor, Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie mąż Danuty, szczecinian, pochodzi z Białegostoku

Akt pierwszy: wyhaczanie wujaszka
Danuta: Podobno wpadłam Darkowi w oku już na egzaminach wstępnych. „Wyhaczył” mnie wzrokiem.
Dariusz: Pamiętam nawet jak była ubrana – zielone bojówki, bluzeczka w kratkę, blond włosy, takie króciutkie – jak Mia Farrow.
Danuta (z uśmiechem): Trochę dziwny był, chudzina okropna, taki patyczek. Dziwoląg, ale sympatyczny dziwoląg. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, trochę chodziliśmy ze sobą, potem się rozeszliśmy i dopiero tak na poważnie na trzecim roku. Na czwartym roku studiów pojechaliśmy do Szczecina robić spektakl dyplomowy i… zostaliśmy tu.
Danuta: Na początku mieszkaliśmy w teatrze, w starej Pleciudze przy Kaszubskiej. Dostaliśmy dwa pokoje, bo byliśmy przecież jeszcze „tylko” parą, a nie małżeństwem – takie przepisy były. Ja miałam pokój gościnny, a Darek dostał łóżko polowe w archiwum.
Dariusz: Spałem na tekstach. Dosłownie. Bo to łóżko się zapadało, i trzeba było podkładać pod nie sterty tekstów (śmiech). Ale za to cała sala prób była dla nas. Tam mieliśmy salon – wspomina Darek.
Małgorzata (rozmarzona): Przystojny chłopak z czarnymi kręconymi włosami, w koszuli flanelowej w kratę.
Zbigniew: Wyglądała jak mała dziewczynka z warkoczykami, kokardkami. Mówiła do mnie „wujaszku”.
Małgorzata (odcinając się): Do wszystkich tak mówiłam, bo byłam najmłodsza. Ja zdawałam po raz pierwszy i się dostałam, a Ty z kolegami walczyłeś kilka razy. Ale wracając… Szybko się zaprzyjaźniliśmy, jednak przełomem był obóz narciarski na drugim roku studiów.
Zbigniew (wymowne spojrzenie na Małgorzatę): Zwróciłem na Ciebie uwagę na tym obozie, bo tak pięknie pupę wypinałaś na tych nartach. Nie dało się nie zwrócić uwagi (śmiech). Efekt? Na drugim roku byliśmy już parą, a na trzecim małżeństwem. W akademiku mieliśmy nawet zupełnie legalny małżeński pokój. Po szkole był teatr w Sosnowcu, potem w Olsztynie, by wreszcie trafić do Szczecina.
Małgorzata: Zagrałam główną rolę w Olsztynie w „Tramwaju zwanym pożądaniem” i przyjechała do nas scenografka Ania Rachel, która potem zachwycona moją rolą powiedziała ówczesnemu dyrektorowi w Szczecinie „bierz ich, fantastyczne małżeństwo z dzieckiem, dziecko odchowane, bierz ich”. I nas ściągnęli. Dostaliśmy mały pokoik z kuchnią, z dzieckiem i psem – opowiada Małgorzata.
Dariusz (wybuchając nagle śmiechem): Właśnie mi się nasz ślub przypomniał. Skradziono nam wszystkie prezenty ślubne. Było potwornie gorąco, wszystkie drzwi otwarte by jakiś przewiew był, a te prezenty były złożone w jakiejś sali obok. Jak się oddaliśmy w wir zabawy wszystko w niewyjaśnionych okolicznościach znikło.
Danuta (z przejęciem): Zrobiło się zamieszanie, przyjechała Milicja, zaczęto przesłuchiwać, wyjaśniać, szukać… Pamiętam, ze ten milicjant zapytał „co dokładnie zginęło?”. A my przecież nie wiedzieliśmy co dostaliśmy i musieliśmy pytać gości co nam dawali. A co ciekawe zniknęły wszystkie sprzęty, a koperty z pieniędzmi zostały. Takie czasy, w sklepach nic nie było…
Akt drugi: życie a teatr
Małgorzata (poważnie): Mam wrażenie, a właściwie pewność, że sprawy czysto zawodowe zostawiamy w pracy. Życia nie da się zagrać, ani wyreżyserować. W życiu trzeba być człowiekiem, nie postacią. Oczywiście bardzo dużo w domu rozmawiamy o teatrze, o naszych rolach, o pracy, ale na tym chyba koniec.
Zbigniew: Myślę, że z uwagi na naszą pracę mamy znacznie więcej tolerancji na stresy. Jak Gosia ma premierę, to schodzę jej z drogi. Rozumiemy siebie i rozumiemy teatr. To jest bardzo dużo, bo znamy inne podobne pary, które tego nie rozumieją. Ba! Nie tylko te aktorskie. Ale jest chyba coś teatralnego w naszej codzienności, chyba jedyne co wykorzystujemy z tego świata. Cytaty ze sztuk, z naszych ról krążą w domu nieustannie. Odpowiadamy sobie nimi, można się nawet wybornie pokłócić używając tylko cytatów (śmiech).
Małgorzata (rozczulona): A ja lubię jak Zbyszek mi czyta na głos. Od razu zasypiam wtedy… A tak poważnie to uwielbiam jak on czyta mi poezje.
Danuta (stanowczo): Na tyle się znamy, że nie mamy możliwości grania przed sobą. Nie ma na to szans. Teatr jest nasza pasja, ale w domu go nie ma. Chyba, że wspólne uczenie się tekstu.
Darek: Myślę, że „nie aktorzy” lepiej znają się na takim prywatnym udawaniu niż aktorzy (śmiech). Na scenie można oszukać, bo na przykład negatywna postać może być zagrana przez kogoś absolutnie krystalicznego, a w realnym życiu tak się nie da, te umiejętności są zupełnie nieprzydatne. No chyba, że na początku znajomości, by kogoś zauroczyć i trochę poudawać kogoś innego niż się jest. A życiowe aktorstwo jest na krótką metę. Bardzo krótką. Co ma przetrwać to przetrwa, bez względu na zawód.
Zbigniew: Gosia powiedziała na początku naszego związku, że nie będzie gotować, że może chodzić choćby codziennie do baru mlecznego, ale gotować nie będzie i już. Więc ja gotuje.
Małgorzata (nieco zakłopotana): No nie umiem gotować, i co z tego… I nie da się tego ani zagrać, ani wyreżyserować (śmiech).
Akt trzeci: teatr a życie
Zbigniew: Teatr daje jakieś takie spełnienie. Dzięki temu, że ta praca sprawia nam przyjemność jesteśmy ludźmi szczęśliwszymi. A ludzie szczęśliwi łatwiej się dogadują, i są łagodniejsi.
Małgorzata: Ktoś kto wykonuje inny zawód na pewno tyle się nie śmieje, tyle nie przeżywa. W każdym dorosłym jest tam gdzieś w środku ukryte takie wieczne dziecko, a my w naszej pracy możemy bezkarnie być tym dzieciakiem ile się da….
Danuta: Faktycznie jakieś większe ścieranie ma miejsce w sytuacjach, w których Darek reżyseruje. Ja albo gram w tych spektaklach, albo jestem jego asystentką. Wtedy się ścieramy, dyskutujemy, ale nie kłócimy się o „Kopciuszka” czy „misia”. Jednak faktycznie zawsze się mu wtrącam (śmiech).
Dariusz (z szydercza powagą): Ja cenię bardzo jej uwagi, a jak się nie zgadzam z nimi, to potem w domu przemyślę… i się zgadzam (śmiech). Wracamy do domu, otwieramy butelkę wina i dalej się kłócimy… jak reżyser i aktor. Ale to chyba nie odbiega od normy, choć faktycznie mamy więcej czasu na rozmowę. Aktorzy robią swoje i idą do domu, a my choć idziemy do domu dalej mamy tam teatr (śmiech).
Danuta: W ostatnim spektaklu ja gram babcię, a on leśniczego i nasze postaci mają się ku sobie. Doświadczenie życiowe pomagało w zbudowaniu roli. Ale w teatrze lalkowym mamy jeszcze „filtr” lalki i to bardziej takie zadanie grupowe, czy zespołowe. Jednak przyznaję, że bardzo cenimy siebie jako aktorów, mamy do swojego rzemiosła dużo zaufania. I nie tylko poprzez małżeńskie sprawy.
Dariusz: Jest jeszcze jeden intrygujący wymiar tego teatralnego małżeństwa – po niejednej premierze, w której grałem ja a Dana nie, to i tak ona dostaje komplementy od widzów po spektaklu (śmiech).
Zbigniew (wyraźnie szukający w pamięci): Jako małżeństwo na scenie? Hmmm… pamiętam jak Gosia grała kiedyś moją córkę (śmiech). Mam! W „Prywatnej klinice” gramy małżeństwo! Ale tam chyba nie da się nic z życia przenieść, to zbyt charakterystyczne role.
Małgorzata: W „Prywatnej klinice” im głupiej tym lepiej. Zresztą nie sądzę, by ktoś mógł pokochać taką kretynkę jaką tam gram (śmiech). Ta postać nie ma nic a nic ze mnie.
Zbigniew: Myślę, że na scenie, w roli nasza prywatność nie liczy się, zresztą nie dało by się tego oglądać (śmiech). Na scenie musimy zapomnieć, że się znamy, musimy zostawić nasze emocje w garderobie.
Małgorzata (nagle): Czekaj. Był taki spektakl, gdzie nasze emocje się przydały! Pamiętasz „Notanik” Jean Clauda Carrièra w Olsztynie. Tam się wszystko mogło zdarzyć w tych rolach, ale dużo nam dawało, że jesteśmy razem w miłosnych, intymnych scenach.
Zbigniew (ze śmiechem): To pewne.
Małgorzata (rozczulona): Jeszcze mi się coś przypomniało. Całkiem niedawno wspólnie zagraliśmy w teledysku rapera Soboty do piosenki „Przepraszam”. Ja nie znam rapu, nie słucham, ale wiem, że ta piosenka jest bardzo mądra. Gramy tam małżeństwo, które wiele przeszło i odchodzi… Myślę, że to nasza taka rola, która jest swego rodzaju zwieńczeniem wspólnej drogi. A ten teledysk to ma z piętnaście milionów odsłon!
[przyp.autor: stan na 20 stycznia 2018 – 27 338 798 wyświetleń)
Akt czwarty: owoce
Danuta: On od dziecka rósł na aktora! Od zawsze wiedziałam, że pójdzie w tym kierunku, to było oczywiste.
Dariusz: Jak był malutki, to przewijaliśmy go na scenie.
Danuta: Jak powiedział, że chce iść do szkoły teatralnej to nic a nic nie byłam zdziwiona.
Dariusz: Przygotowywaliśmy go do egzaminów, jeszcze w starej Pleciudze. To był dramat. Ale on był drętwy (śmiech). Postawiliśmy go na scenie, my na pustej widowni i daliśmy mu taki wycisk.
Danuta: Myśleliśmy, że powie nam, że rezygnuje i że nie będzie zdawał. A on to wszystko przyjął i jak nas potem zaskoczył.
Dariusz: Dalej zaskakuje. W każdej roli.
[Damian Kamiński, syn Danuty i Dariusza jest aktorem w warszawskim Teatrze Guliwer]
Małgorzata (wcale bez żalu): Nie poszedł w aktorstwo. Choć od zawsze miał ciągoty literackie i językowe.
Zbigniew: Jak zapytałem go co chciałby robić w życiu, to usłyszałam że najchętniej by leżał na kanapie i czytał ksiązki, czyli że chce zostać filozofem.
Małgorzata: Podsunęłam mu kilka innych pomysłów, z uwzględnieniem powyższego. Namawiałam go na stosunki międzynawowe, bo wydawało mi się, że to będzie miało wzięcie.
Zbigniew: Posłuchał matki. On to nazywa nauki politologiczne. Właśnie się doktoryzował, jest wykładowcą i się spełnia w tym jak my w teatrze.
[Dr Mateusz Filary wykłada między innymi w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji w krakowskiej Akademii Ignatianum]

