
Na pogrzeb seniora rodu Bednarskich zjeżdża najbliższa rodzina. Dowiadują się, że nieboszczyk majątek przepisał niedoszłej żonie. Niepocieszeni próbują jak najszybciej zakończyć przykre spotkanie, gdy na ekranie telewizora pojawiają się… liczby. To precyzyjnie wyselekcjonowanie przez Świętej Pamięci Dziadka cyfry niestrudzenie latami przenoszone na kupony Lotto. Dowód zakładu jako element pośmiertnej wyprawki, jest w kieszeni nieboszczka, a ten już… w grobie. Niepoziewana rekompensata za spadkową przykrość z miejsca „jednoczy” skłóconą rodzinę. Cóż, dziadka, no i kupon, trzeba… wykopać! „Masz ci los!” to kolejna „bezkompromisowa” komedia o Polsce i Polakach, tym razem wyważona, nienachalna, a przy tym ciekawie napisana i zabawna. Może nie stanie się ikoną filmowego rozśmieszania narodu, ale jest przykładem rzetelnej produkcji ze znakomitymi kreacjami, równie znakomitych aktorów. Film ma bardzo kameralny charakter, może nawet nieco ciasny czy duszny. Tak jak trudno uciec na rodzinnej imprezie od wnikliwych spojrzeń i debilnych pytań ukochanej Cioci, tak tu trudno uciec przed niebezpiecznymi prawdami obnażonymi przez odpychające temperamenty bohaterów. Trudnemu zadaniu pokazania niepudrowanych stosunków rodzinnych znakomicie podołali zaproszeni do filmu aktorzy. Nikt nie przekroczył tu niebezpiecznej granicy karykatury czy śmieszności postaci. To brawurowe kreacje Iwony Bielskiej (Leokadia), Sonii Bohosiewicz (Dorota) oraz Izabeli Kuny (Halina). Wspaniale bawią widzów i ewidentnie siebie Rafał Rutkowski, Piotr Głowacki czy Robert Wabich. Świetny jest Marian Dziędziel w roli postępowego (elektronicznie) i przebiegłego księdza. Gorzej niestety wypada drugi plan postaci, na który ewidentnie zabrakło pomysłu. „Masz ci los!” to jeszcze nie szóstka, ale porządna czwórka. Słowem: Prestiżowe 4/6.