Przemysław Jankowiak „1988”
Nie chcę zdziadzieć
Przemysław Jankowiak „1988”
Nie chcę zdziadzieć
Jestem bardzo ambitny, ale nie mam oczekiwań od życia. Nigdy ich nie miałem. Oczekiwania potrafią zabić proces twórczy. Da się coś zrobić, zaistnieć i grać koncerty, nie mając oczekiwań, że się podbije jakiś rynek – mówi Przemysław Jankowiak, szerszej publiczności znany jako 1988 w rozmowie z Pauliną Błaszkiewicz.

Jesteś dobrze urodzony?
Kiedyś uznałem, że coś co będzie ze mną do końca życia to data urodzenia. Stąd mój pseudonim. Nie pomyślałem tylko o jednym, że kiedyś się zestarzeję (śmiech).
Grażyna Torbicka podczas gali rozdania Paszportów Polityki powiedziała, że też by się tym chwaliła, gdyby urodziła się w tym roku. Też jestem z 1988 rocznika.
Znam dużo ludzi z tego rocznika i myślę, że jesteśmy ciekawym pokoleniem. A przynajmniej ostatnim z tych młodych pokoleń przed mediami społecznościowymi, które jeszcze pamięta dawne życie.
Kasety magnetofonowe, video i MTV. To w czasach naszego dzieciństwa w Polsce rozwijał się hip-hop. Pamiętasz czego słuchałeś?
Jeżeli chodzi o początki to oprócz tego co leciało na co dzień w MTV, starszy kuzyn pokazał mi hip-hop – od Wu-Tang Clanu przez Kaliber 44, Zip Skład, czy Molestę.
Od liceum funkcjonujesz w środowisku muzycznym, ale nie ma Cię w mainstreamie. Nie udzielasz wywiadów, nie ma cię w telewizji. A mimo to osiągnąłeś sukces
Nigdy nie funkcjonowałem w masowym odbiorze, ale nie unikałem wywiadów. Lubię rozmawiać. Miewałem wywiady dla radia czy gazet. Ale faktycznie, zawsze tak było, że miałem wyrobioną, hermetyczną, ale wierną publikę. Nie jest jej mało, nie jest bardzo dużo. To grupa ludzi, którzy poszukują czegoś nowego.
Przyjęło się, że hip-hop to muzyka dla nastolatków. Zgadzasz się z tym?
Myślę, że nie do końca tak jest. Z moim projektem Syny trafialiśmy do młodszej publiki i młodzi tworzą dużą cześć moich słuchaczy. Choć w większości to świadomi i dorośli ludzie w wieku od 25 do 35 lat. Hip-hop jest już tak dojrzałym gatunkiem muzyki w Polsce, że słuchacze się na nim wychowali. Jednak dziś mając 45 lat wciąż poszukują. Nie jestem reprezentantem stricte hip-hopowego środowiska. Owszem z niego się wywodzę, ale nigdy nie trzymałem się go kurczowo. Moi słuchacze o tym wiedzą.
A jak to się zaczęło, że zająłeś się muzyką?
Dość banalnie. Kuzyn miał jakieś programy na komputerze. Zamiast grać w gry, starałem się coś tworzyć i tak zostało. Czasy gimnazjum i liceum to były lata, gdy robiłem muzykę. I w pewnym momencie miałem kontakty z ludźmi, którzy byli zainteresowani tym co robię i chcieli to wydawać.
Dobrze się tworzyło w Szczecinie?
Tak, bo Szczecin zawsze był outsiderski. Miał dość mroczny klimat porzuconego gdzieś na uboczu miasta. To dość inspirujące.
Co Cię pochłaniało oprócz muzyki?
Jestem grafikiem. Do wykonywania tego zawodu zmusiły mnie dodatkowe rzeczy. Z perspektywy czasu wiem, że to też był dobry wybór. Gdy miałem wybierać studia, to miałem epizod, żeby złożyć papiery na filozofię, ale zacząłem pracować. Rodzice dali mi wolną rękę, a ja po liceum złapałem dość niezłą pracę.
I masz co chciałeś.
Ciężko nie być zadowolonym, skoro to, co robię doceniają krytycy i słuchacze. Gram koncerty z ludźmi, których zawsze szanowałem.
Jak widzisz siebie za kilka lat?
Najgorszą rzeczą, jaką sobie wyobrażam jest to, że mógłbym zdziadzieć i narzekać na to jakie rzeczy teraz się robi. Ja chcę być w tym cały czas na świeżo. Bardzo dużo osób mimo upływu lat, potrafi tworzyć z małolatami i odkrywać nowe rejony.
To ciekawe co mówisz. Słuchałam ostatnio wywiadu z Janem Borysewiczem, który mówił, że nie widzi ciekawych artystów. Podkreślał, że współczesna muzyka jest nieciekawa
Nie chciałbym się stać takim Janem Borysewiczem. To najgorsze co może być, gdy nie widzi się nic ciekawego. Dla mnie w muzyce młodych jest bardzo dużo ciekawych rzeczy, a muzyka mainstreamowa jest tylko taką przykrywką. Ogólnie bardzo dużo się dzieje.
Dobra perspektywa
Myślę, że coś w tym jest, że my młodzi nie osiadamy na laurach. Staramy się dostrzegać to co nowe. I nie jest to tylko moja perspektywa. Moi rówieśnicy są otwarci na nowe rzeczy. Ale ludzie są różni. Ktoś może być osobą, która zostaje przy tym, co stworzyła i odcina od tego kupony. A inni są otwarci na poszukiwanie.
Czym jest Twoja muzyka?
Moja muzyka jest ucieczką. Nie dotykam nigdy przyziemnych tematów. Uciekam od codzienności. Staram się tworzyć rzeczy, które są ucieczką i wyrazem buntu.
Migracja wewnętrzna?
Myślę, że tak. To do mnie trafiło najmocniej, gdy była pandemia. Poczułem bezsens. Świat się wali, a ja robię muzyką? Po co? A potem jeszcze wojna. Takie negatywne myśli zaczęły krążyć w mojej głowie.
Ale zmieniłeś zdanie?
Ludzie zaczęli mi tłumaczyć, że się mylę. Mówili, że właśnie teraz słuchają mojej muzyki. To był moment grozy, bo przecież nagle zawalił się świat. Zrozumiałem jednak, że to ludzie mnie napędzają najbardziej i doceniają moje podejście do tego co robię. Ja nigdy się nie nudzę, a moja wyobraźnia bardzo mi w tym pomaga.
Ciekawe podejście do życia. Rozumiem, że nie wzięło się znikąd?
Kiedyś bardzo mocno interesowałem się buddyzmem i wyrobiłem w sobie podejście zen. Chodzi o to, by cały czas być poszukiwaczem, jak dziecko, pozytywnie nastawionym, nie przejmować się wieloma przyziemnymi rzeczami i nie osiadać na laurach.
Naprawdę wierzysz, że tak się da? Wojna za granicą, inflacja szaleje, wybory za pasem...
Jak się wyłączy telewizję, ograniczy ilość newsów, to da się zrobić. Ja nie chcę żyć tym, co pokazują w telewizji, bo jest to poza mną. Oczywiście, mogę pójść na wybory.
Pójdziesz?
Tak i wierzę, że każdy, kto widzi co się dzieje, tak zrobi. Ta władza sprowadziła nas na zupełnie obce ścieżki. Wszędzie widzę manipulacje, a ich skala wybiła absurdalnie. Każdego dnia na światło dzienne wychodzą kolejne afery. Zawsze były, ale bez przesady.
Nie masz poczucia bezpieczeństwa w naszym kraju?
Czuję się bezpiecznie, ale Polska zmierza w złym kierunku. I jeśli obecny rząd po tym co narobił znów wygra kolejne wybory, to będę czuł się zagrożony.
A w jakim kraju chciałbyś żyć?
Portugalia jest ciekawa. Myślę, że byłoby mi tam przyjemnie, ale mieszkam w Gdyni. Może gdybym mieszkał w Warszawie, to szybciej bym wyjechał, ale Gdynia mi daje bardzo dużo.
Spokój.
Szczecin, z którego pochodzę też jest spokojnym miastem. Bardzo ten spokój cenię. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu pracuję w domu.
Wyprodukowałeś ostatnią płytę Moniki Brodki „Sadza”, który okazał się ogromnym sukcesem, a Ty mówisz o tym tak spokojnie.
Ciężko, żeby mi sodówa uderzyła do głowy, bo jestem producentem. A to nie są ludzie, którzy muszą być na pierwszym planie. Nigdy nie patrzyłem na to co robię przez pryzmat nagród, ale jak przyszło co do czego to fakt, to jest przyjemne.
Nie każdy dostaje Paszport Polityki.
Wiem, to jedna z ważniejszych nagród kulturalnych w Polsce. Jestem bardzo ambitny, ale nie mam oczekiwań od życia. Nigdy ich nie miałem. Oczekiwania potrafią zabić proces twórczy. Da się coś zrobić, zaistnieć i grać koncerty, nie mając oczekiwań, że się podbije jakiś rynek. Brak oczekiwań powoduje, że miło się rozczarowujemy. Wiesz o co ci chodzi i robisz to dobrze. I wystarczy. Muzyka to nie wyścig o ilość słuchaczy, a przynajmniej ja w nim nigdy nie uczestniczyłem.
Jesteś skromny, a do tego... żonaty.
Owszem, jesteśmy z żoną razem od liceum. Wychowaliśmy się razem, a poznaliśmy się w szkole, w dodatku w TME w Szczecinie, gdzie było chyba z 7 dziewcząt na 600 chłopaków.
Masz receptę na udany związek?
Zaufanie, zrozumienie, cierpliwość. Wspólne życie z drugą osobą to nie jest jak przewijanie na Instagramie albo na Tinderze.
Jesteś jednym z najciekawszych muzyków młodego pokolenia, wciąż poszukujesz. A o czym marzysz?
Chciałbym się pobawić w reżyserowanie. To bardzo ambitny cel, który będzie mi trudniej osiągnąć. Wierzę, że się uda. Ostatnio zachwycił mnie serial „Atlanta” w klimacie około muzycznym. Nieszablonowo pokazuje relacje pomiędzy managerem a raperem. Trochę w formie dramatu, trochę komedii. To kino niejednoznaczne, które lubię.
Pod prąd, a nie zgodnie z trendami?
Wolę je sam wyznaczać i tworzyć. Trendy zawsze były i będą, ale w Polsce są przetwarzane z rynków zagranicznych. Przez to są wtórne i mało ciekawe.
fot. Bartek Wiski, Rafał Kołsut
