Na początku było MTV. Amerykańska stacja muzyczna w latach 80. zeszłego wieku wypromowała teledysk jako odrębną formę sztuki. Pierwsze profesjonalne wideo muzyczne powstało w 1975 roku do utworu „Bohemian Rhapsody” grupy Queen. Cztery godziny kręcenia i budżet ok. 5 tysięcy funtów. To ogromnie mało w porównaniu z jednym z najdroższych wideoklipów jaki kiedykolwiek powstał, a mianowicie „Scream” Michaela Jacksona, który kosztował aż 6 milionów dolarów (!). Czy ktoś w Szczecinie podejmuje się tej sztuki?
Teledysk jako krótka forma filmowa wielokrotnie pomagał artystom, którzy wykorzystywali go w promocji swojej twórczości. Wspomniany Michael Jackson, Madonna czy Lady GaGa na teledyskowym wizerunku zarobili krocie. Również autorzy wideoklipów dorobili się statusów gwiazd, a niektórzy z nich rozpoczęli kariery reżyserów pełnometrażowych filmów, wystarczy wymienić takie nazwiska jak Spike Jonze, David Fincher czy Michel Gondry. Wszyscy zaczynali od kręcenia teledysków i reklam, a skończyli jako nagradzani, poważani i popularni reżyserzy znakomitych filmów.
To co jest normą w Ameryce i Europie Zachodniej, w Polsce do tej pory nie uzyskało identycznego statusu, choć ten rynek cały czas się rozwija. Teledysk, który bezpośrednio wychodzi od filmu reklamowego, nadal jest traktowany po macoszemu, ale zdarzają się wyjątki i od czasu do czasu można obejrzeć 3 minuty (średnia długość piosenki) czegoś naprawdę zachwycającego. W dobie internetu i błyskawicznego rozwoju nowoczesnych technologii każdy może być reżyserem, fotografem czy Dj'em, o ile go stać na dobry sprzęt. Na szczęście rynek reklamy wygląda lepiej.
Układ idealny
W kraju jest tylko kilku autorów, kilka agencji zajmujących się tą profesją. W Szczecinie to także tylko kilka nazwisk. To co wszystkich łączy to zamiłowanie do sztuki filmowej, ciężka praca i czasem przysłowiowa walka z wiatrakami. To co różni, to zmysł estetyczny i pole zainteresowań w obrębie filmu.
Najbardziej rozpoznawalną marką w Szczecinie jest aktualnie Black Solid , tworzone przez trzy osoby. Na koncie mają szereg filmów reklamowych, teledyski, w tym głównie współpracę z Łoną i Webberem (ich ostatnie wspólne dzieło do utworu „Nie pytaj nas” zrobiło furorę w całej Polsce). Pracowali także przy pełnometrażowym projekcie, którym jest dokument o chirurgii plastycznej z elementami fabuły „Pragnienie piękna” Miguela Gaudencio.
Dwóch z nich, Remik i Sebastian to siła napędowa Black Solid. Remigiusz Pilawka specjalizuje się w muzyce a Sebastian Mucha w tzw. motion design. Obaj dzielą się pozostałymi obowiązkami, robiąc każdą z rzeczy wspólnie, począwszy od trzymania kamery, a skończywszy na zaparzaniu herbaty.
— Spotkaliśmy się, kiedy Sebastian już zajmował się wideo a dla mnie to była jeszcze abstrakcja, bo do tej pory działałem wyłącznie na muzycznym polu — opowiada Remik. — Ale, że zawsze miałem graficzne zacięcie, malowałem graffiti, pociągnąłem temat. Żeby kupić sprzęt sprzedałem kilka rzeczy, w tym samochód
Sebastian dodaje: — Zawsze uważałem, że dla człowieka idealny układ to kiedy robi to, co lubi. Wcześniej pracowałem w kilku korporacjach, choć wiedziałem, że chcę robić coś innego. W trakcie przechodzenia z jednej firmy do drugiej stwierdziłem, że to jest właśnie ten moment, że jak teraz nie spróbuję to kiedy?
Z pasji wyszła także działalność Filipa Tymczyszyna innego szczecińskiego producenta i reżysera, który na koncie ma współpracę, m.in. z Peją, Afro Kolektywem czy Sobotą.
— Reżyserowanie, produkcja telewizyjna czy praca z kamerą, to zawsze były moje pasje i to było to coś, co przyciągnęło mnie do tej branży na początku — wspomina Filip. — Z kamerą miałem do czynienia praktycznie od dziecka.
Biznes jest... biznes
Ostatnio Filip mniej pracuje z artystami. Wynika to z prozaicznych przyczyn:
— Od jakiegoś czasu więcej wykonuję filmów promocyjnych i reklamowych niż wideoklipów muzycznych. To naturalna kolej rzeczy jeśli dalej chce się pracować z kamerą i przy okazji móc się z tego utrzymać — tłumaczy. — Bardzo ciężko jest osiągnąć znakomity efekt realizowanego teledysku dysponując minimalnym budżetem. A niestety w dzisiejszych czasach większość polskich artystów właśnie takim dysponuje.
Podobnego zdania jest ekipa Black Solid:
— To jest biznes. Nie ograniczamy się. Teledyski robimy okazjonalnie, ale głównie dla własnej przyjemności. Możesz mieć świetne pomysły i pracować z takimi artystami jak Łona, którzy mają podobne "flow" jak ty, ale bez wystarczającej ilości środków nie da się wszystkiego zrealizować. Z kręcenia teledysków nie ma pieniędzy. Często zdarza się, że wpadają ci fajne, ambitne rzeczy ale robisz je non-profit albo "po kosztach".
Jedno z drugim stara się połączyć Krzysztof Kuźnicki (Wielkopomorska Wytwórnia Filmowa) autor filmów krótkometrażowych (m.in. "Rękojmia"), teledysków (m.in. dla Skambomabo i Quo Vadis), pracujący aktualnie nad kolejnym projektem pt. "Airam", będącym alegorią wyobcowania i szaleństwa. Żeby móc realizować autorskie wizje tworzy rzeczy typowo komercyjne:
— Pracuję często na zlecenie: od reklamy przez film dokumentalny po wideoklipy — wyjaśnia Krzysztof. — W swoich autorskich produkcjach opieram się na sponsorach prywatnych ale też czerpię finanse z produkcji reklam. Tak zarobione pieniądze "trwonię" na własne artystyczne projekty. W zdobywaniu pieniędzy unikam tylko jednej rzeczy: nie zrobię filmu dla partii politycznej lub czegoś w tym stylu.
To wszystko brzmi momentami mało optymistycznie, ale paradoksalnie napędza samych twórców do dalszego działania.
— Nie cierpimy na brak pracy. Klienci sami nas znajdują — stwierdzają członkowie Black Solid, a Krzysztof Kuźnicki dodaje z uśmiechem:
— Komercja czy sztuka – fajnie jest łączyć jedno z drugim. Ogólnie filmem trzeba się bawić, tak więc ten co się nie bawi ujęciami, formą, stylem i przekraczaniem granic... ten jest leszcz. Jednym słowem film jest bardzo popularnym medium i dobrze.