Najpierw gu gu, potem funk
„Tato“, „A gu gu“, „Taki duży, taki mały“ – chyba większość kojarzy przeboje Arki Noego, zespołu wokół którego pod koniec lat 90. wybuchło prawdziwe szaleństwo. Jej gwiazdami byli wtedy mali szczecinianie – Martyna i Dominik. Dzisiaj mają już własny zespół.
Martyna, dwudziestolatka, Dominik starszy o trzy lata. Uśmiech rzadko schodzi im z twarzy. Gdy idą ulicami trudno ich nie zauważyć. Wyróżniają się ciemnym kolorem skóry.
– Czasem ktoś coś krzyknie głupiego w naszym kierunku – mówi Dominik, ale jak twierdzi uodpornili się na to. Mają dystans i potrafią się śmiać z wielu sytuacji: – Np. gdy miałem 10 lat i szedłem przez podwórko, jakaś starsza pani darła się do mnie „Aaaantychryst“! – opisuje jedną z sytuacji.
Akurat wtedy odgrywał jedną z głównych ról w teledysku Arki Noego do utworu „Taki duży, taki mały może świętym być“. W przebraniu aniołka.
– No, ale często jest też życzliwe zaciekawienie – dodaje Dominik. – Pytają się mnie – skąd jesteś? No to wyjaśniam: tata pochodzi z Zairu, a ja jestem ze Szczecina.
Muzyczna rodzina
W zasadzie byli skazani na muzykę. Babcia od strony mamy śpiewała w zesple kaszubskim, a dziadek grał na organach. Kolejne pokolenie już całkowicie oddało się muzyce. Mama – Izabela jest pianistką, uczy gry na fortepianie w szkole muzycznej. Ciocia Jola to Jolanta Szczepaniak, znana wokalistka jazzowa. Ciocie – Danuta i Barbara są skrzypaczkami, a wujek Janusz jest księdzem grającym na trąbce. Nic więc dziwnego, że mała Martynka i Dominik trafili do szkoły muzycznej. Ona zaczęła od klasy fortepianu, potem był flet poprzeczny i wokal. Teraz od jesieni chce się uczyć na Akademii Sztuki. Dominik rozpoczął edukację muzyczną od gitary, którą zamienił na perkusję. Był nawet w Big Bandzie, który jednak zamienił na rockowe granie.
Lepsze narty od nagrania
Najważniejszą przygodą w ich życiu była jednak Arka Noego. Trudno się dziwić – zespół jest prawdziwą gwiazdą,
Martyna i Dominik trafili tam dzięki mamie, która śpiewała w zespole Deus Meus razem z rodziną Pośpieszalskich i Mietkiem Szcześniakiem.
– W 1996 roku pojechaliśmy do Ludźmierza, na spotkania muzyków chrześcijańskich. Tam pojawił się Robert Friedrich, twórca Arki Noego – opowiada Martyna.
Arki jeszcze nie było w planach, ale nawiązała się znajomość. W 1999 roku katolicki program w TVP Ziarno zamówił utwór z okazji pielgrzymki papieża. Powstał przebój „Tato“, a wraz z nim Arka Noego.
– To jeszcze było bez nas. Ale po nagraniu tego utworu do mamy zadzwonił Robert i trafiliśmy do Arki – wspomina Martyna.
Zespół szybko zrobił furorę. Podział ról był prosty – muzykę i teksty tworzą dorośli, a dzieci śpiewają.
Skład mógł budzić zdziwienie. Robert Friedrich, pseudonim Litza to lider popularnej rockowej Luxtorpedy, członek Kazik na Żywo. Przed Arką grał m.in. w heavy metalowym Acid Drinkers („Kwasopijcy“), czy też death – trashmetalowym Creation of Death. W połowie lat 90. przeszedł dwie operacje serca, po których zaangażował się w nurt muzyki chrześcijańskiej razem z kolegami z innych kapel – Armii czy Houk. Wspólnie stworzyli muzyczne zaplecze Arki. A ich dzieci zostały wokalistami.
– Przyjeżdżaliśmy na nagrywanie płyty, nie było wcześniej prób. Piosenek uczono nas na miejscu. Bardzo szybko szło – opowiada Martyna.
Nagrywanie z dziećmi – choć wdzięczne, to jednak nie było proste zadanie. – Kiedy nagrywaliśmy płytę w Wiśle, dzieci, które nie nagrywały mogły jeździć na nartach. Pamiętam, że wtedy nikt nie chciał nagrywać. Zrezygnowałem z jednej zwrotki, żeby pojeździć na nartach – śmieje się Dominik.
Płyty Arki Noego biły rekordy sprzedaży, a zespół jeździł w trasy.
– Latem jechaliśmy w dwie trasy, bywało też, że mieliśmy dwa koncerty w ciągu dnia. Na początku jeździły z nami mamy, ale trudno im było to ciągle ogarnąć, nie miały sił, doszły zatem opiekunki – mówi Dominik.
Koncertowali głównie w Polsce, ale odbyli też dwie trasy po USA, po Ukrainie, odwiedzili papieża w Watykanie. Dominik zakończył swoją przygodę w 2002, a Martyna w 2005 roku.
Teraz czas na Charlie
Co w nich pozostało z Arki Noego? Z tekstów, które śpiewali?
– Jestem wierząca, chodzę do kościoła – deklaruje Martyna. Dominik już trochę inaczej widzi świat: – Do kościoła nie chodzę. Jako instytucja mnie denerwuje. Ale zaraz dodaje: – Ale jestem wierzący.
Bliskie zostały więzy muzyczne. W 2009 roku – razem z innymi „emerytami“ wzięli udział w jubileuszuowym koncercie Arki Noego. No i utrzymują kontakt z Robertem Friedrichem, który pomógł nagrać ich kapeli – Charlie Monroe – pierwszą EP-kę. To funkowo – rockowy zespół. Dominik jest perkusistą, a Martyna wokalistką. Razem z nimi w zespole jest gitarzysta Andrzej Łacny i basista Maciej Parfianowicz. W wakacje chcą pojechać do Niemiec i Holandii dawać koncerty uliczne. A potem? Jak wszyscy muzycy – wydać płytę.