Agnieszka Skrzypulec Blondynka na fali
W tej chwili moją jedyną i odwzajemnioną miłością, choć czasem trudną, jest żeglarstwo – mówi żeglarka Agnieszka Skrzypulec, która już w sierpniu będzie reprezentowała Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Brazylii. – To jest prawdziwa przygoda. I ogromne wyzwanie.

Powoli czas się pakować i w sierpniu powalczyć o najważniejsze trofeum na kuli ziemskiej – medal igrzysk olimpijskich.
Zbieram siły przed sierpniowymi, letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro. Chcę tam powalczyć, wspólnie z koleżanką z drużyny, o najwyższe laury. Nasz sprzęt jest już na miejscu, zaczęliśmy go kompletować dwa lata temu. Transportowany jest w kontenerach, które sami pakujemy i zabezpieczamy. Chcemy mieć pewność, że wszystko będzie tak, jak powinno. Ostatni transport wypłynął w połowie maja. Niebawem lecimy do niego i na miejscu będziemy intensywnie się przygotowywać, testować, sprawdzać. Faktem jest, że sytuacja nie do końca sprzyja psychicznie. Nie możemy z tym jednak nic zrobić. My jesteśmy tutaj, sprzęt na którym będziemy startowały tysiące kilometrów od nas. Są tam dwie łódki, pięć kompletów masztów. Na szczęście wszystko dokładnie jest pilnowane. O żadnych podmiankach nie ma już jednak mowy.
Startujesz od kilkunastu sezonów. W tym roku kończysz 27 lat. Nie znudziło ci się jeszcze i nie myślałaś o tym, że chciałabyś zająć się zupełnie czymś innym?
Żegluję już 19 lat, od 1997 roku, ale w żadnym wypadku – nic a nic mi się nie znudziło. Wręcz z roku na rok podoba mi się znacznie bardziej. Większe sukcesy przyszły w 2001 roku. Żeglarstwo jest o tyle fajne, że wciąż uczymy się czegoś nowego. Nie ma doskonałego żeglarza. Ten sport idzie w tym kierunku, by był jeszcze szybszy, bardziej widowiskowy. By przestało się praktycznie pływać, a zaczęło latać – unosić nad wodą. Całe szczęście konkurencje olimpijskie są jasno określone i nie wprowadzają wielu udziwnień. Rywalizacja musi być uczciwa, na podobnym sprzęcie.
Można się z tego sportu utrzymać? Nie jest to golf, piłka nożna czy tenis, gdzie sportowcy osiągający dobre wyniki nie muszą martwić się o kasę.
Wszystko zależy od wyników w danym sezonie. Jeśli są dobre, wtedy i zarobki mogą być okazałe. Mam to szczęście, że nas wspiera Energa: dofinansowuje, sponsoruje sprzęt, ubrania. To ogromny komfort. Prawda jest taka, że zawsze dokładałam do żeglarstwa. A to dlatego, bo je naprawdę kocham. Teraz, gdy mam dobre wyniki, mogę w końcu coś odłożyć. W karierach juniorskich o dofinansowanie nie trzeba się martwić. By podobnie było wśród seniorów trzeba być w pierwszej ósemce na świecie. Wtedy można się skupić wyłącznie na sporcie. Mam już 27 lat. Każdy w moim wieku myśli o założeniu rodziny, jakiejś zmianie w życiu, a ciągle inwestując w sport – nie da się spełnić żadnego z tych założeń. Dlatego potrzebne są wyniki, by być niezależnym finansowo. Od tego roku pomaga także TT-Line. We współpracę weszliśmy przed tegorocznymi Mistrzostwami Świata klasy 470 w Argentynie. Tak się zbiegło, że na mistrzostwach zajęłam 5. miejsce w klasyfikacji generalnej. Należy zdać sobie sprawę też z tego, że uprawiając żeglarstwo nie możemy pozwolić sobie na stałą pracę. Bo kto chciałby zatrudnić kogoś na pięć dni w miesiącu? A średnio tyle jesteśmy dyspozycyjne. Jeśli są chętni – to ja również, z wielką przyjemnością podejmę się każdego zadania...
W Igrzyskach Olimpijskich w 2012 roku w Londynie zajęłaś 12 miejsce. Tam startowałaś z Jolą Ogar. Zmieniłaś jednak załogantkę. Dlaczego? Ogar teraz na MŚ w Argentynie wywalczyła brąz…
Po startach z Jolą była jeszcze Natalia Wójcik, z którą rozstałam się dwa lata temu. Nasze ambicje były na zupełnie różnych poziomach. Postanowiłyśmy, że zakończymy współpracę. Natomiast z Jolą nasze relacje były zawsze bardziej emocjonalne. Po rozstaniu nastała chłodna atmosfera. Teraz, po paru latach, wszystko powoli wraca do normy. Nasze relacje polepszyły się, co bardzo mnie cieszy. Staramy się jednak nie rozpamiętywać starych czasów.
Jak pływa się z Irminą Mrózek-Giszczyńską?
Irmina daje mi mega kopa, bardzo pozytywną energię. Jest niepoprawną optymistką. Dzięki niej pojawia się uśmiech na twarzy i nie chce jej opuścić nawet na chwilę. Cieszę się, bo Irmina dosyć często mnie temperuje, rozładowuje napięcie i rozluźnia atmosferę. Już teraz wiem, że mogę z nią żeglować naprawdę długo. Zaledwie po półtorej roku zbudowałyśmy genialną relację i mamy super wyniki. Stwierdziłyśmy, że wystartujemy wspólnie w Tokio, w Igrzyskach Olimpijskich w 2020 roku. Wspólnie mamy potencjał, jesteśmy w takim wieku, że najlepiej uprawiać sport.
W kwietniu osiągnęłaś wielki sukces, dzięki któremu tak naprawdę wszyscy zaczęli interesować się twoją osobą. Wygrałaś regaty Pucharu Europy o Trofeum Księżniczki Zofii na Majorce. Odebrałaś nagrodę z rąk obecnej królowej… jakie to było uczucie?
Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Pływam na Majorce od 2010 roku i od samego początku marzyłam o tym, by osiągnąć tam jakiś sukces. Startowało 60 załóg żeńskich, więcej jak na mistrzostwach świata. Niespodziewanie, z niezapowiedzianą wizytą zjawiła się królowa. Zostałyśmy zaproszone do jej pałacu. To jakaś bajka. Czekałyśmy na nią w ogromnej sali. Czuć było bardzo napiętą atmosferę, zresztą ona również zachowywała się po królewsku. Była inna niż wszyscy ludzie dookoła. Stwierdziłyśmy jednak, że nie odpuścimy takiej okazji, bo z pewnością nigdy więcej się nie powtórzy. Z królową musimy mieć zdjęcie! I udało się. Jesteśmy jedyną załogą, która tego dokonała. Ta fotka będzie z pewnością wisiała w specjalnym miejscu.
Nie samym sportem przecież żyjesz. Z pewnością czasami potrzebujesz od niego oderwania i tak, jak każdy młody człowiek, wyluzowania się. Jak to robisz - może jakieś wakacje?
Nie mam wiele wolnego czasu, większość poświęcam na uprawianie żeglarstwa. Wtedy odpoczywam. Tak naprawdę najbardziej stresuję się, gdy mam wolne i nie trenuję, gdy jestem w domu. Nie wiem co mam co ze sobą zrobić. Wszyscy znajomi, przyjaciele są w ciągu dnia w pracy. Nie mam za bardzo z kim się spotkać, wyskoczyć na kawę. Gdy tylko mogę bawię się windsurfingiem. Ukochanym do tego miejscem jest Miedwie. Tutaj znowu pech – nie mogę się teraz temu oddać, bo leczę kontuzję ręki. Mam ją nadwerężoną i przechodzę rehabilitację. W ubiegłym roku zainwestowałam w rower, w szosówkę. Niestety, i na niego nie mam czasu. Mam nadzieję, że to się wreszcie zmieni. Na wakacje nie wiem czy się gdzieś wybiorę, potrzeba na to pieniędzy. Chciałabym w najbliższym czasie wrócić na studia, w ubiegłym roku wzięłam dziekankę na budownictwie. Mam nadzieję, że po Rio będę mogła kontynuować na pierwszym roku.
Jesteś kobietą i z pewnością lubisz też czasami tak się poczuć. Czy działają na Ciebie zakupy, wizyty u makijażystów, kosmetyczek, jakieś dyskoteki?
Gdy wracam po zawodach czy zgrupowaniach do domu musi być fryzjer. Zawsze łapie się za głowę, gdy widzi stan moich włosów. Mam dużo kontaktu ze słoną wodą, to niszczy je najbardziej. Nie mogę więc tego zaniedbywać. Odkryłam w sobie pasję kupowania sukienek. Na wyjazdach nie mam okazji ich nosić. Zawsze jest dres, t-shirt, spodenki. Niewiele momentów jest do tego, by tymi sukienkami się pocieszyć, ale staram się łapać każdą z tych okazji. W najbliższym czasie zamierzam zapisać się na naukę tańca latynoamerykańskiego. Zawsze myślałam, że jestem niesamowicie drewniana. Gdy poszłam na otwarcie jednego z lokali w Szczecinie bawiłam się na parkiecie w rytmie tej muzyki. Podszedł do mnie chłopak i zapytał, czy tańczę salsę. To było niesamowicie zaskakujące, ale i miłe. W tym tańcu można nabyć delikatnych, kobiecych ruchów. Bardzo mi się podoba i chciałabym się go nauczyć.
Lubisz być adorowana przez mężczyzn? Jak zazwyczaj to wygląda i jak reagują, gdy dowiadują się, że mają do czynienia z olimpijką?
Nie mam chłopaka. To w moim przypadku duży problem, bo wciąż jestem na wyjazdach więc nie ma mnie w domu. Kobietom łatwiej jest znieść chyba taką rozłąkę, bardziej się przywiązują, potrafią poczekać na ukochanego. Gdy jednak kobieta musi wyjeżdżać – nikt nie chce takiego związku. Prawda jest taka, że nam trudniej jest utrzymać facetów, niż facetom nas. Jeśli chodzi o adorację – nie mam z tym problemu i nie narzekam na brak zainteresowania, szczególnie za granicą. Jestem blondynką, co jest bardzo często egzotyczną cechą. Szczególnie interesuje to południowców: Portugalczyków, Włochów, w Brazylii jest prawdziwy szał. Wręcz gwiżdżą za nami na ulicy, nie jest to oczywiście przyjemne. Wkurza mnie to, ale nic z tym nie mogę zrobić. Przez trzy lata byłam w związku z Austriakiem, również żeglarzem. Rozłąka była problemem. Oczywiście, że chciałabym mieć kogoś, kto będzie na mnie czekał. Nigdy jednak nie wiemy, kiedy przyjdzie miłość. Jestem pewna jednego: gdy się zakocham, to już na zabój. Nikt więcej mnie nie interesuje. Będę na to cierpliwie czekała. Jestem pewna również tego, że moim wybrankiem musi być teraz Polak.
Tego ci życzę… powiedz mi jeszcze o tym, jakie plany i marzenia przed tobą. Nie ukrywam, że liczę, że w sierpniowych igrzyskach przyniesiesz nam mnóstwo radości i powodów do dumy.
Największe marzenie na najbliższe miesiące i może lata to rzeczywiście medal olimpijski. Niedawno usłyszałam, że w sporcie lepiej mieć szczęście niż być dobrym. Ja ze swoją załogantką już jesteśmy dobre więc teraz przydałoby się trochę szczęścia na Igrzyska. Marzę o tym również, by mieć oddanych przyjaciół. W momencie, gdy zaczęłam osiągać sukcesy zauważyłam, że ich grono poszerzyło się. Liczą się ci, co są z nami na dobre i złe, od lat. Wtedy gdy są sukcesy, ale również są wsparciem, gdy w życiu przytrafiają się porażki. Cieszę się, że rodzice zaakceptowali już mój wybór. Marzyło im się, bym robiła karierę naukowca, z ja wybrałam żeglarstwo. Długo to trwało, ale już w nich mam stuprocentowe wsparcie. Bardzo im za to dziękuję. To również było jedno z moich marzeń, ono się spełniło. Dlaczego tak nie ma być z pozostałymi?