Mumio bezresztkowo strawni

Do Szczecina po raz dziesiąty przyleci SZPAK. A ptak to zabawny… Dziesiąta, jubileuszowa edycja Festiwalu Komedii SZPAK zagości na cztery listopadowe dni (24-27.11) na scenach m.in. Słowianina, Rotundy Północnej i Pleciugi. Sednem niezmiennie od lat będzie konkurs młodych kabaretów i stand up’erów, wśród gwiazd m.in. Rafał Rutkowski, Grzegorz Halama, Katarzyna Pakosińska i Artur Andrus. Festiwal zainauguruje premierowy spektakl „Welcome Home Boys” kinoteatru Mumio. A przedpremierowo na łamach Prestiżu rozmowa z Dariuszem Basińskim.

Autor

Daniel Źródlewski

Nie pójdę na łatwiznę i nie zapytam o to z czego czy z kogo się śmiejecie, ale o to z czego absolutnie pod żadnym pozorem nie można się na scenie naigrywać? Są w tym temacie „świętości absolutne”?

Ależ można (śmiech). Mumio nikomu przecież nie może zabronić naigrywania się. Tyle, że nie wszystko jest dla nas śmieszne, albo smaczne. Generalizując – sprawianie komukolwiek przykrości przez naigrywanie się czy ośmieszanie jest dla nas w najlepszym razie słabe. Są takie epigramy Marcjalisa pełne cynizmu i konkretnie adresowanej „zabawnej” agresji. Jak widać dzisiaj, ten typ „zabawności” ma długą tradycję. Marcjalis pisał też utwory pełne czci i pochwał pod adresem swych mecenasów i cesarza.

Nie lubicie jak się mówi o Was „Kabaret Mumio”. W najpopularniejszym źródle wiedzy XXI wieku – Wikipedii, funkcjonujecie pod określeniem grupa teatralna Mumio. Dlaczego nie chcecie być kabaretem? 

Mumio, o czym też jest w Wikipedii (śmiech), wyrasta bezpośrednio z teatru opartego na dramacie. W teatrze Gugalander graliśmy m.in. Eurypidesa, Szekspira, Jarry’ego, Gombrowicza, Ghelderode czy Buchnera. Potem założyliśmy w trójkę z Jadwigą Basińską i Jackiem Borusińskim Teatr Epty-a. Powstał wtedy spektakl pod tytułem „Kabaret Mumio”. Rzeczywiście nie był to spektakl fabularny i można powiedzieć, że miał konstrukcję podobną do spektaklu kabaretowego. Jednak granie postacią, a nie grepsem, tematyka uniwersalna, a nie bieżąca publicystyka w czytelny sposób odróżniały spektakl od tego co dziś zwykło się nazywać kabaretem. Wiemy to, bo wielu widzów przychodziło po spektaklach do garderoby i mówiło: „Ale przecież to w ogóle nie jest kabaret!”. Wtedy my odpowiadaliśmy i do dzisiaj odpowiadamy: „No właśnie! A znowu tak o nas napisali.”

Podobno nastały dobre czasy dla scenicznego politycznego humoru, jak u Was z polityką i politycznymi żartami?

Jeśli ktokolwiek oglądał nasze spektakle to wie. Jeśli ktoś nie oglądał powiem tylko: nas polityka nie śmieszy. Zresztą teatr jakoś w ogóle źle znosi kontakt z polityką. Zamienia się wtedy w publicystykę. No chyba, że mamy do czynienia z Szekspirem, ale tam polityka była tylko sytuacyjnym, kontekstowym pretekstem. Poza tym wszelka satyra jest nam bardzo daleka.

W wywiadach czy opisach Waszej twórczości często pojawia się określenie „ambitnego humoru”. Co to oznacza, jakie są cechy albo granice humoru ambitnego?

Nie wiemy co to znaczy „humor ambitny” (śmiech). Mumio po prostu zawsze robi tylko to, co śmieszy i cieszy Mumio. Nie staramy się zadowalać wyimaginowanego szerokiego widza, czy też rozśmieszać stadiony. Po prostu robimy swoje. Inaczej nie umiemy.

Czy kabarety mają datę ważności? Działacie od blisko 20 lat, i cały czas nadajecie się do spożycia...

Nie znamy się na kabaretach. 

I złapał za słówko… Zatem tak: Czy Mumio ma datę ważności… i tak dalej…

Jeszcze się trawimy i jak pokazuje to trasa premierowa naszego nowego spektaklu ciągle jesteśmy bezresztkowo strawni.

Zawojowaliście nie tylko scenę, ale także rynek reklamowy. Spoty jednego z operatorów telefonii komórkowej do dziś są wręcz ikoniczne. 

To była przede wszystkim ogromna przyjemność, pracowaliśmy z najbardziej ambitną i bezkompromisową Agencją Reklamy w Polsce PZL, czyli z Iwem Zaniewskim, Kotem Przyborą i Całą Resztą. Myślę, że to było dla nas swoiste artystyczne spełnienie. Jakiś miesiąc temu przeglądaliśmy z dziećmi tamte reklamy i bardzo dobrze się bawiliśmy, chcielibyśmy zresztą wydać je na DVD. Wartością absolutnie dodaną jest świadomość, że wpłynęliśmy na podejście do reklamy w Polsce. Ta kampania obok licznych nagród za walory artystyczne otrzymała też dwukrotnie nagrodę Effi za skuteczność, czyli mówiąc krótko pewnej firmie wtedy w znaczący sposób wzrosły obroty – to też była dla nas satysfakcja.

Te reklamy stały się czymś więcej, niż spotem promocyjnym. Zdradźcie jak wyglądały kulisy ich powstawania? Mówiono, że to czysta improwizacja. Wierzyć?

Pracowaliśmy na scenariuszach agencji, własnych i kreowanych wspólnie. Jednak na planie prawie zawsze dochodziło dzięki improwizacji do sporych zmian. Pewne reklamy były też od początku do końca improwizowane.

Zróbmy gazetowy performance – jedziecie do Szczecina na SZPAKA, dacie radę na szybko stworzyć „żart” czy humorystyczną etiudę dotyczącą naszego miasta? Z czym ono się Wam kojarzy?

Szczecin kojarzy nam się z pewnym spotkaniem. Szliśmy po jakimś naszym spektaklu w stronę Gumieniec, tam na środku ulicy znaleźliśmy małego warchlaka, całego w paski, szukającego mamy. Ponieważ jeden z naszych znajomych jest leśniczym zadzwoniliśmy, żeby spytać co robić. Usłyszeliśmy, że uciekać, bo w pobliżu musi być locha. I rzeczywiście, ledwo leśnik skończył to mówić zza rogu wyszła ogromna locha. Ponieważ jeszcze w czasach przedmumiowych jeden z nas parał się tresurą sportową, w niespełna godzinę locha sprawnie aportowała kijek w dodatku z młodym na grzbiecie. Od razu stworzyło się spore zgromadzenie. Mogę tylko powiedzieć, że wpływy z kapelusza niemal przekroczyły ówczesne honorarium za „Lutownicę, ale nie pistoletową tylko taką kolbę”.

A tak na poważnie, pokażecie na SZPAKU nowy program „Welcome Home Boys”. Czego możemy się spodziewać? 

Ależ to nie był żart (śmiech). Spodziewać się można fabularnego spektaklu z udziałem ponad 30 postaci. Zwrotów akcji i lokacji. Zespolenia przestrzeni scenicznej z kinową. Rozdwojeń i roztrojeń aktorów. Dialogowań ze sobą samym, choć innym. Muzyki. Śpiewu. Grozy. I jak wiemy z naszej trasy premierowej, która ciągle trwa, śmiechu i radości, a na końcu nawet wzruszeń.

Najbliższa trasa zapowiadana jest jako „Wielki powrót Mumio”. Dlaczego znikaliście, po co i jak wracacie?

W sumie to nie bardzo zniknęliśmy. Cały czas graliśmy nasze pozostałe spektakle. Pierwszy zagraliśmy prawie 1000 razy, „Lutownicę...” trochę mniej. Parę razy wzięliśmy udział w różnych filmach. Niektórzy pisali książkę, którą pewnie wydadzą, inni pisali scenariusz filmowy, który pewnie nakręcą, jeszcze inni koncertowali, a teraz przymierzają się do pewnego projektu muzycznego. Powrotem jest na pewno premiera po wielu latach.

Prestiż  
Listopad 2016