Więcej niż meblościanka
„Dom Polski. Elementarz Dizjanu”, to wyjątkowy projekt promujący i prezentujący najlepsze obiekty wchodzące w skład polskiego dizajnu oraz polskie wzornictwo przemysłowe.

Projekt jest realizowany w formie wystaw, które, odbywają się w kilku największych miastach Polski, ale także w mniejszych miejscowościach. Pomysłodawczynią tego przedsięwzięcia jest szczecinianka Monika Petryczko, przesz stowarzyszenia MiastoHolizm. „Dom Polski” został ostatnio doceniony na Łodź Design Festival – najważniejszej imprezie w kraju poświęconej designowi.
Skąd u Ciebie się wzięło zainteresowanie designem, do tego stopnia, że postanowiłaś go promować w całej Polsce i nie tylko?
Od zawsze lubię przedmioty. Te, które noszą w sobie jakieś osobiste historie – wszelkiego rodzaju starocia znajdowane na miejskich targach, jak i te całkiem nowe, prezentujące swój urok poprzez kształt, użyte materiały i nierzadko noszące w sobie szczególną np. ekologiczną ideę.
Świadomie odbierany dizajn pojawił się w moim życiu podczas pierwszych Design Days, które współorganizowałam w szczecińskiej OFF Marinie. To w tym kreatywnym miejscu, wypełnionym mnóstwem ludzi o totalnie otwartych głowach, pełnych pomysłów, podczas, w zasadzie pionierskich takich spotkań z wzornictwem w Szczecinie, zwrócił moją uwagę. Wtedy to poznałam Olę Kozłowską z berlińskiego concept store’u „NO WÓDKA”, Megi Malinowsky ze światowej już teraz marki TABANDA. To także wtedy rozpoczęła się moja przyjaźń z Małgorzatą Czyńską – pisarką i krytyczką sztuki, z którą do tej pory kuratorsko współpracuję. Szybko więc moje zainteresowania szczecińskim dizajnem rozszerzyły się na polskie wzornictwo przemysłowe i właśnie w nim rozkochałam się na dobre. Efektem tego były wystawy organizowane w Brukseli, Kopenhadze, a także największych polskich miastach z Gdańskiem, Poznaniem i Łodzią na czele. Co też istotne, podczas naszych podróży z wystawami, nie zapominaliśmy o mniejszych miejscowościach.
Dlaczego polski design? Co jest w nim takiego wyjątkowego?
Myślę, że to kwestia zarówno sentymentu, jak i tożsamości. Gdy pasjami przeglądam katalogi pełne polskich obiektów, wytwarzanych od czasów powojennych, jest dla mnie kluczowe, aby wiedzieć, gdzie te przedmioty były produkowane. Krajobraz jakiego miasta wzbogacały, z jakiej fabryki porcelany, huty szkła czy z jakich zakładów meblarskich pochodziły. Zawsze stoi za tym jakaś opowieść, a więc i jakiś człowiek w jakimś domu, w jakimś miasteczku. I tak w Szczecinie pewnie nieodłącznie w obrazek wpisują się sprzęty z Goleniowskiej Fabryki Mebli, w gdańskiej kuchni z pewnością znajdzie się trochę tradycyjnej ceramiki z Kaszub, na Dolnym Śląsku kwieciste zastawy z Bolesławca czy szkło od prof. Horbowego. Pewnie na co trzecim krześle znajdziemy etykietę z Radomska, GFM-u – Gościńskich Fabryk Mebli czy ze Swarzędza. Trudno jednak mówić, że polski dizajn coś wyróżnia na tle innych krajów. Za jedynie polskie, narodowe i niepowtarzalne wzornictwo można uznać styl zakopiański stworzony przez Stanisława Witkiewicza w latach 90. XIX w. Cała reszta, w dużym uproszczeniu, jest po prostu europejska/światowa.
„Dom Polski. Meblościanka z pikasami.” – Małgorzaty Czyńskiej to główna inspiracja całego projektu o nazwie „Dom Polski. Elementarz Dizajnu”, którego jesteś autorką. Dlaczego ta książka jest taka ważna i co w niej znalazłaś inspirującego?
W książce znalazłam przede wszystkim wielokulturowość stanowiącą o polskim domu. Tytuł, sugeruje „stuprocentowo polską zawartość”, ale sednem tej lektury jest myśl, że to, co prawdziwie polskie jest wielokulturowe, wielorakie, barwne i nieoczywiste. W tym duchu zorganizowałyśmy z Małgorzatą całą wystawę – nie tylko prezentując na niej przedmioty wspomniane w książce, ale także pytając widza co stanowi o jego domu, „domu polskim” właśnie. Szczególnie poruszające w tej kwestii były wernisażowe rozmowy na tzw. Ziemiach Odzyskanych, na terenie których jak wiadomo przedmioty domowe, nierzadko zastane lub przywiezione przez ludność napływową, opowiadają bardzo ciekawe historie. W tym kontekście dizajn jest dla nas nie tylko pięknym, użytkowym przedmiotem, ale także bohaterem dzisiejszego i niegdysiejszego świata.
Ostatnio Twój projekt został doceniony na Łódź Design Festival. Jak traktujesz takie sukcesy?
Obecność na największym festiwalu dizajnu w Polsce (i to w doborowym towarzystwie), to ogromne wyróżnienie. Pięknie się złożyło, że nasza wystawa sąsiadowała z ekspozycją Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, przez co tym bardziej czujemy się docenieni. Prawdę powiedziawszy, to już drugi raz, kiedy odwiedzamy Łódź podczas festiwalu – wcześniej byliśmy tam z naszym mobilnym kontenerem, w którym także prezentowaliśmy polski dizajn z kilkunastu regionów Polski. Wracając jednak do „teraz” z naszym pierwszych wrażeń wynika, że wystawa „Dom Polski” bardzo się podobała i kto wie, czy nie odwiedzi jeszcze w tym roku kilku innych miejsc.
Porozmawiajmy chwilę o polskim dizajnie, który promujesz. Jakich projektantów warto znać i dlaczego? Mam na myśli postacie z przeszłości i współczesnych twórców.
Lista oczywiście jest bardzo długa, ale jest kilka/kilkanaście postaci, które wymienia się jednym tchem. Z przepięknej, meblowej przeszłości lat 50.,60.,70. z pewnością przemawiają do nas popularni projektanci – Józef Chierowski i Rajmund Hałas – boom na ich fotele i krzesła trwa nieprzerwanie. Warto przyjrzeć się doskonałym formom, które proponowała Teresa Kruszewska, Roman Modzelewski – ich projekty z lat 50., 60., 70. są niebywale nowoczesne. Cofając się zaś do czasów Spółdzielni Artystów Plastyków „Ład”, powstałej jeszcze w 1926 r. a kontynuującej swoją działalność po 1945 r., to w zasadzie na uwagę zasługują wszystkie trzy pokolenia wywodzących się z niej twórców. Tu przede wszystkim: Marian Sigmund, Czesław Knothe, Hanna Lachert, Władysław Wincze. Ach! No i koniecznie Maria Chomentowska związana z IWP. Kultowe w tamtych czasach, a powracające dziś na salony są wszelkiej maści „pikasy”, czyli figurki projektowane przez genialnych artystów. Taka też była koncepcja, aby figurki w końcu potraktować poważnie, a nie jak sowizdrzalską „durnostojkę” I tu w sukurs przyszli: Lubomir Tomaszewski, Henryk Jędrasiak, Hanna Ortwein – te pikasy to dzieła sztuki. Szkło z tamtych lat to z pewnością prof. Z. Horbowy i małżeństwo Drostów – specjalizujące się m.in. w serii „Asteroid” – towar także nabierający dziś na znaczeniu a i na aukcjach coraz droższy.
Dizajn współczesny to plejada nazwisk: innowacyjny i zarazem najbardziej eksportowy towar z Polski Oskar Zięta – jego technologia FIDU nieprzerwanie zadziwia, Krystian Kowalski, Maja Ganszyniec i jej marka NURT – kłaniająca się rodzimym zasobom takim jak polskie drewno czy kamień polny, Tomasz Augustyniak, Tomek Rygalik, Dorota Koziara, wspomniana TABANDA, ekologiczny i z pomysłem MALAFOR, który proponuje m.in. fotele dmuchane z samochodowych poduszek powietrznych. Pięknie kłaniająca się tradycji rzemiosła Kuźnia Skały i ceramiczne cuda, nieprzerwanie od lat projektowane przez Marka Cecułę.
Czym według Ciebie charakteryzuje się polski dizajn?
Trudno mówić o polskim dizajnie jako o charakterystycznym nurcie czy stylu. Polski dizajn to przede wszystkim polscy projektanci. Na przykład Oskar Zięta twórca nowatorskiej technologii FIDU. Technologia FIDU to metoda obróbki stali formowanej pod ciśnieniem. Płaski zespawany obiekt pod nadmuchaniu staje trójwymiarowy – znajduje to zastosowanie w przeróżnych dziedzinach przemysłu. Brytyjski magazyn „Wired” nazwał projekty Zięty „meblami przyszłości”. Obok Zięty na szczególną uwagę zasługuje m.in. Maja Ganszyniec projektująca nie tylko dla IKEA, ale także z dużą uważnością prowadzącą swoją autorską markę NURT, w której czerpie inspiracje z regionu. Co ważne na liście zwycięzców nagrody RED DOT, czyli najbardziej prestiżowej nagrody w dziedzinie wzornictwa przemysłowego na świecie znajduje się wielu projektantów z Polski – m.in. Tomasz Augustyniak, MALAFOR, czy w 2020 r. Marta Niemywska-Grynasz i Dawid Grynasz.
Meblościanka – symbol PRL-u i braku dobrego gustu czy jednak niedoceniany mebel?
Wszystko jest kwestią perspektywy. Myślę, że gdybyśmy dziś mieli do wyboru jedynie meblościanki, nie znosilibyśmy ich, podobnie jak nasi rodzice. Nie znaczy to jednak, że to były złe projekty – wręcz przeciwnie – doskonale przemyślane, tworzone z myślą o dostępnych wówczas niewielkich pomieszczeniach. A meblościanka Kowalskich i jej wielofunkcyjność to absolutny hit. Dziś wiele podobnych rozwiązań z zachwytem obserwujemy np. u szwedzkiego giganta, a śmiało można powiedzieć, że podobnych pomysłów na mebel w czasach PRL-u projektanci mieli także bardzo dużo. Oczywiście nie zawsze w tamtym okresie jakość szła w parze z ideą, ale takie niestety były czasy. Bardzo podoba mi się idea dizajnu demokratycznego – pojęcie wprowadzone zresztą przez IKEA – a jego początki upatruję właśnie w meblościankach z PRL-u.
Twoje ulubione elementy wyposażenia domu?
Krzesło i jeszcze raz krzesło. Oszalałam na punkcie krzeseł, usprawniłam oko w rozpoznawaniu modeli i co więcej szukam na aukcjach w internecie, kupuję, odnawiam i zbieram.
Dziękuję za rozmowę.