Bardzo zgrany duet

Choć są duetem, brzmią jak cały zespół. Ona obdarzona olśniewającym wokalem, On czaruje muzycznie przy pomocy elektroniki. Łączy ich nietuzinkowy talent i… miłość. Nie tylko do muzyki. W kilka lat zagrali setki koncertów, zdobyli rzeszę fanów i laurów, m.in. Must Be The Music, Festiwalu Młodych Talentów oraz Emergenzy. Przyszedł wreszcie czas na wydanie płyty. Przed Państwem OHO!KOKO, czyli Alicja Kruk i Marek Szul. 

Autor

Daniel Źródlewski

Wrośliście w szczeciński „rynek” muzyczny niczym Książę Bogusław X Wielki i Anna Jagiellonka przed Zamkiem. Choć to dopiero sześć lat mam wrażenie, że na pierwszą płytę, czyli moment w którym mogę zabrać Waszą muzykę do domu, trzeba było czekać wieczność…

Alicja Kruk: Oj różne czynniki się na to złożyły. Pozwól, że większość przemilczę… (śmiech). Najważniejsze, że „AUDIO” jest! To dla nas zakończenie pewnego etapu, ale tak naprawdę początek. Ja to przyrównuję do porodu, był jakiś ból, długa ciąża, ale dziś czujemy wielką ulgę, że to nasze dziecko już jest i możemy je tak mocno przytulić… 

W zapowiedziach podkreślacie, że ten krążek jest bezkompromisowy. Co to znaczy?

Marek Szul: Nagraliśmy tę płytę praktycznie sami. Trochę w domu, trochę w studiu, nikt nam nie mówił co mamy robić. Włożyliśmy w to naprawdę dużo pracy. Kupiliśmy masę sprzętu, ja się nieustannie szkoliłem w trybie „zrób to sam”. W sumie siedzieliśmy niemal rok nad tym materiałem – szlifowaliśmy, pieściliśmy, dopracowywaliśmy. Na ostatnim etapie produkcji bardzo pomógł mi Maciej Cybulski.

Alicja: Marek każdego z utworów słuchał po dziesięć tysięcy razy. Ja już nie mogłam tego słuchać, a on nieustannie przychodził taki podekscytowany i pytał czy tak dobrze, czy tak źle, czy tu zmienić, a tu zostawić. W pewnym momencie nie słyszałam żadnej różnicy, a on mi wskazywał jakieś niuanse. Brzmienie tej płyty to jego praca, jego niewiarygodne zaangażowanie i poświęcenie praktycznie roku życia...

Jeśli trzymać się pewnych przyjętych określeń, to jak szufladkować „AUDIO”?

Marek: Hmmm… muzycznie jest różnorodnie.

Alicja: Eklektyczna!

Marek: Nie znam tego słowa (śmiech)

W sumie możemy uznać, że eklektyczna jest synonimem różnorodności. Ale pociągnę za język i poproszę o próbę określenia Waszej muzyki. 

Alicja: Usłyszałam gdzieś ostatnio takie paradoksalne określenie: alternatywny POP i myślę, że to trochę pasuje do tego co robimy. Do tej naszej muzycznej fuzji, eklektyzmu (śmiech), czy różnorodności. Nasza muzyka jest w jakiś sposób przebojowa, melodyjna, ale jednocześnie alternatywna w swojej w formie. 

Marek: Nowoczesna muzyka w nietypowych brzmieniach!

Alicja: To także muzyczna podróż, pamiętnik naszych emocji, doświadczeń, przeżyć. Jedenaście utworów w języku angielskim, w czterech utworach Tomasz Nawrot na perkusji, a na okładce grafika słynnego Piotra Depty-Kleśty. 

To idziemy w poezję. Alicja o niebotycznym czarnym głosie….

Marek: No w końcu Kruk (śmiech), czarne ptaszysko… 

Powędrujmy w poetykę techniki muzycznej. Jesteście duetem, ale przecież w Waszej muzyce słuchać pełnowymiarowy zespół...  

Marek: To zależy jak traktujesz instrument. Gitara akustyczna jest na tyle potężnym instrumentem, że ma w sobie pudło rezonansowe i może służyć za bęben, ma struny, bo wiadomo jest gitarą, ale dzięki elektronice można… 

Czarować!? 

Marek: Można zmieniać i zmodulować brzmienie w różny sposób. Kolejnym segmentem tego brzmieniowego łańcucha jest looper, czyli urządzenie, dzięki któremu można nagrywać daną frazę i ją zapętlić.  

Alicja: Co ważne, w czasie rzeczywistym!

Marek: Z perspektywy widza to wygląda tak, że wcisnąłem sobie przycisk i coś tam zmieniłem, ale dla instrumentalisty wiadome jest, że każdy efekt inaczej reaguje na struny, zupełnie inaczej na szarpnięcie, niektóre mają tzw. latencję, czyli opóźnienie i musisz grać „do przodu”.

Wiedziałem, muzyka jest jednak matematyką…

Alicja: Jest paru artystów, którzy też używają loopignu, ale ich utwory trwają po kilkanaście minut, Marek potrafi to skondensować. 

Marek: Sekretem tego, żeby to jeszcze była piosenka, jest to, że trzeba mocno przemyśleć daną kompozycję i przede wszystkim ograniczać się. 

A to jest jakoś zapisane? Nutami? Cyframi? Jakimś schematem?

Marek: W nutach? Nie! W głowie! Owszem, można to zapisać, ale przecież nie będę czytać na scenie kwitów, nie postawię tam jak w Filharmonii pulpitu z zapisem nutowym. Ale uwierz mi, że każdy przycisk, każde działanie po kolei jest ustalone z góry.

To chyba skomplikowane?

Marek: To proste! Przyciskasz i wiesz co będzie…

Alicja: To jest tak, że ja na przykład mogę zapomnieć tekstu, a Marek coś źle wcisnąć, wysypać się totalnie… I wtedy mamy problem! Wyobraź sobie, że nie zapisuje się jedna fraza muzyki, a to zmienia całkowicie brzmienie i melodię. Musimy zostać z tym do końca utworu, na bieżąco zmieniać praktycznie wszystko. 

Marek: Tak, nie warto tego nie robić (śmiech).

Alicja: Zawsze na koncertach opowiadamy publiczności jak to działa, i wiesz, co – nieraz jak o tym opowiadam to „coś” się dzieje.

Marek: Ty to wykrakujesz…

No tak Kruk. Alicja Kruk. Coś w tym jest.  A jak powstają Wasze utwory, czyli poruszam odwieczne pytanie co było pierwsze – jajko czy kura? Słowa czy muzyka?

Alicja: Schemat zawsze jest ten sam: najpierw muzyka, potem melodia wokalu, a na koniec tekst. Marek komponuje, przedstawia mi pomysł, ja pisze do tego tekst. 

Uff! Dzięki. Odpada mi najbardziej tandetne i obciachowe pytanie, czyli „czym się inspirujesz”.  Już wiadomo, że muzyką Marka (śmiech). Ale idąc tropem Twojego śpiewania, sięgnijmy do początków.

Alicja: Śpiewam od dziecka, od kiedy pamiętam. Ale takie świadome śpiewanie zaczęło się w moich rodzinnych Lipianach. Najpierw, jeszcze w podstawówce był chór, a potem pierwszy amatorski zespół! Próby mieliśmy na plebani, ksiądz nam taki mały głośniczek pogrzebowy udostępniał i przepuszczaliśmy przez niego gitary i wokal. Szaleństwo! (śmiech) Jak przyjechałam do Szczecina to jakoś się to wszystko szybko potoczyło. Pierwszym poważnym składem było Chocolate City.

Marek: To był zespół skrzyknięty dla potrzeby chwili. Poznaliśmy się na pierwszej próbie.

A kiedy narodził się duet?

Alicja: Jeszcze byłam w liceum! W Pobożniaku był wtedy Wielki Przegląd Małych Form Teatralnych i tam zagraliśmy razem pierwszy raz. Akustycznie.

Marek: Pamiętam, że na próbie przypadkowo uderzyłem w gitarę w taki rytmiczny sposób i powiedziałaś, że „suuuper” (śmiech). Wtedy chyba urodził się nasz styl, a później dołączyłem elektronikę.

A co graliście na tym pierwszym koncercie?

Alicja: Pamiętam jak dziś: Adele „Hometown Glory”.

Jesteście duetem na scenie, ale też w życiu.

Marek: Ja już na tej pierwszej próbie wiedziałem, że…

Alicja: Wiesz, połączenie tych dwóch sfer, szczególnie w takim świecie – świecie muzyki czy show biznesu, jest cholernie trudne. Ten zawód, a już wybitnie forma duetu, którą wybraliśmy, wymaga od nas totalnego współdziałania, jak coś się na chwilę złego zadzieje między nami, to rzutuje na pracę. To są naczynia ściśle i trwale połączone… 

Marek: Ja bym powiedział tak: jest coraz ciekawiej.

Jest pewien „nieorganiczny” element, śpiewasz wyłącznie po angielsku. Maska? 

Alicja: Może trochę… To też kwestia barwy mojego głosu i wyjątkowej dla muzyki płynności tego języka. Zresztą myślę, że na ten moment nie jestem jeszcze gotowa by wyrazić swoje emocje w ojczystym języku. To bardzo trudne. Wierzę, że przyjdzie taki moment. 

No właśnie… Płyta wydana, ale to wcale nie koniec jakiegoś etapu, lecz początek niezwykle kreatywnej kampanii promocyjnej, opartej o finansowanie społecznościowe. Niezwykły to projekt, jakiego jeszcze chyba nie było w tej branży.

Marek: Dziś wydanie płyty, tak już zupełnie pragmatycznie, nie jest ani problemem, ani wielką trudnością, jeśli masz na to środki, a my mieliśmy dużo szczęścia, że otrzymaliśmy wsparcie od wielu instytucji i dobrych ludzi, plus wcześniejsze sukcesy w Festiwalu Młodych Talentów, czy programie Must Be The Music. Zresztą jeszcze w tym roku planujemy wydać płytę koncertową zarejestrowaną podczas koncertu na tegorocznym Akustyczniu. 

Alicja: Włożyliśmy w wydanie „AUDIO” ogrom pracy, emocji i tak naprawdę spory kawałek życia. Teraz chcemy, by trafiło to do jak największej liczby ludzi, chcemy ich poruszyć i chcemy dostać informację zwrotną. To dla nas najważniejsze. Marzy nam się wielka trasa koncertowa, poznanie nowych ludzi. Dlatego zdecydowaliśmy się na kampanie na wspieram.to (www.wspieram.to/ohokoko)

Marek: Mamy odważne plany i marzymy, by je zrealizować! Jeśli się uda to pojedziemy z naszą muzyką w Polskę, Europę, a może nawet zza ocean. I to nie jest wcale prośba o wsparcie, bo każdemu coś oferujemy w zamian. W projekcie opisanych jest wiele atrakcyjnych nagród – np. nasza debiutancka płyta „AUDIO”.

Są także oryginalne nagrody…

Alicja: O tak! Na przykład koncert przez telefon, albo „Cover na życzenie”! Tylko błagamy nie wybierajcie piosenek typu disco polo…(śmiech) Także, jeśli chcecie pomóc nam przeprowadzić muzyczną ekspansję oho!koko to zapraszamy do wsparcia kampanii, na pewno coś dla siebie znajdziecie.

 

Foto: Dagna Drążkowska
MUA: Agnieszka Ogrodniczak
Podziękowania dla Fanfaronady oraz Velpa.pl za wypożyczenie strojów do sesji.