Kamienica to ludzie

„Kamienica w lesie. Pocztowa 19, czyli ukryte skarby Szczecina" to już drugi album Moniki Szymanik, w którym za pomocą fotografii bardzo subiektywnie ale wnikliwym i pełnym miłości okiem opowiada o kamienicznych skarbach, które są obok nas, a których często w codziennym pośpiechu nie zauważamy. To dokumentacja jej trzyletnich wędrówek po mieście pełnym pięknych kamienic, które nierzadko są architektonicznymi perełkami. W albumie również pokazuje całą drogę przywracania do życia zabytkowej kawiarnianej przestrzeni na Pocztowej 19, w której, przy kawie, rozmawiamy o nowym albumie, ale nie tylko.

Autor

Aneta Dolega

Pocztowa 19 – Kamienica w Lesie. Pani Moniko, skąd to magiczne miejsce wzięło się na mapie Szczecina?

To jest kompletne wariactwo (śmiech). Kluczem do tego jest to, że Szczecin jest wyjątkowy i takie rzeczy są tu możliwe. A poza tym jeśli człowiek ma marzenie, które w nim siedzi to prędzej czy później je zrealizuje.

Nigdy nie planowałam czegoś takiego. Tę przestrzeń przejęliśmy od miasta 3 lata temu, w grudniu 2019, ale tak naprawdę wszystko się zaczęło prawie 6 lat temu. Ja w ogóle kocham miasto, a przede wszystkim kamienice i nie wyobrażam sobie mieszkać w czymś nowoczesnym, chociaż wychowałam się w wieżowcu. W tamtym czasie mieszkaliśmy w pięknej kamienicy przy ulicy Wojciecha aż któregoś razu zobaczyłam domek lesie. Był to niezamieszkały od pół rok dom w Strumianach, po Joannie i Janie Kulmach. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i powiedziałam mężowi, że to jest nasze miejsce do życia. Jednocześnie chciałam mieć mieszkanie w kamienicy.

No i wzięliśmy kredyt na ten dom.

I co dalej się wydarzyło?

W tym czasie zajmowałam się dziećmi, wcześniej uczyłam języka niemieckiego. Pracował wtedy tylko mój mąż. No i mówi mi, że sam nie da rady, i jeśli mamy zainwestować w nowy dom to muszę iść do pracy. Już wtedy byłam po 40-tce i wymyśliłam, że pomogę mężowi w taki sposób, że wydam album o przedwojennych kamienicach jakie są w Szczecinie. Ale żeby sprawdzić czy ktokolwiek będzie zainteresowany takim albumem, założyłam profil na Instagramie. Wcześniej nie byłam czynna w mediach społecznościowych, ale stwierdziłam, że jest to dobre medium na to, żeby zobaczyć czy komuś moje zdjęcia się podobają. Żeby zainstalować aplikację musiałam zmienić telefon, wcześniej korzystałam wciąż z telefonu z klapką (śmiech). U koleżanki zobaczyłam piękne zdjęcia z wakacji. Byłam pewna, ze zostały zrobione aparatem fotograficznym. Okazało się, że wykonała je telefonem. Postanowiłam, że muszę mieć taki sam telefon. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Mój mąż słysząc o moim pomyśle powiedział: Kobieto, masz rok. Jak za rok nie zobaczę tej książki to pójdziesz do pracy, choćby do Biedronki. Więc musiałam działać i to pod presją czasu.

Niby dużo ale jednak mało czasu na zrealizowanie takiego projektu.

Po pół roku zebrała się bardzo życzliwa społeczność, Prestiż zresztą był pierwszym medium, które się mną i moim projektem zainteresowało. Udzieliłam najpierw wywiadu, a później, ogromnie miłym podsumowaniem mojej działalności była statuetka jaką od Was otrzymałam za media społecznościowe. Cieszyłam się tym bardziej bo znalazłam się w towarzystwie Piotra Pauka, autora wspaniałych murali, którego uwielbiam m.in.za to, że jego murale są bardzo szczecińskie i mocno vintage.

Te wydarzenia dodały mi skrzydeł i równo po roku ukazał się album a dokładnie 1 grudnia 2019 roku. Przestrzeń na Pocztowej zobaczyłam niedługo po tym bo 13 grudnia. Co ciekawe, nigdy wcześniej nie byłam na tej ulicy. Po ukazaniu się albumu, sprzedawałam go przez Internet ale potrzebowałam też miejsca, gdzie z tym albumem będę dostępna. Mój pierwszy wernisaż odbył się jeszcze w Cafe Berlin na Bałuki i od właścicieli kawiarni usłyszałam o Pocztowej. Lokal został wystawiony przez miasto na przetarg.

Co zadecydowało, że wzięliście Państwo udział w przetargu i zdecydowaliście się na to miejsce?

Pierwsza rzecz, która mnie urzekła, to że ten lokal był opuszczony, ale również jego secesyjna witryna. Przez szybę zobaczyłam piękne przedwojenne płytki na podłodze. Jest ogromnie rzadką rzeczą by w Szczecinie w lokalu usługowym, posadzka była zachowana niemal w całości i we wręcz idealnym stanie. W latach 80-tych znajdował się tutaj sklep papierniczy i wtedy ta podłoga była przykryta linoleum, co pewnie uchowało ją przed zniszczeniem. Na oględzinach lokalu byli, oprócz nas, panowie, którzy chcieli tutaj uruchomić pizzę na telefon. Po tym jak im opowiedziałam o swojej koncepcji to zgodnie stwierdzili, że mam brać to miejsce a oni znajdą sobie coś innego.

Po Bożym Narodzeniu otrzymaliśmy klucze do lokalu. Kiedy tu już weszliśmy zauważyliśmy płytki na ścianach i ubytki między nimi. Część była ukryta pod tynkiem. Zależało mi by to miejsce zachowało jak najwięcej ze swojej historii. Znajdują się tutaj także współczesne płytki. W czasie pandemii, żeby dokończyć remont zorganizowaliśmy zbiórkę. Na płytkach wykonanych przez Jolę Szczepańską z ArtGalle umieściliśmy nazwiska osób, które się dołożyły się do remontu. W tej przestrzeni jest wszystko to czego szukam na kamienicznych ulicach Szczecina.

A w jaki sposób Pani znajduje kamienice?

Zawsze jest to duża improwizorka (śmiech). Bardzo dużo informacji otrzymuję od moich obserwatorów na Instagramie, ale także od ludzi, którzy tu przychodzą. Mam taką, wciąż powiększającą się, listę miejsc, które muszę odwiedzić ale też jest mnóstwo punktów na mapie Szczecina, bardzo znanych, jak np. całe Pogodno, które tylko „nadgryzłam” w pierwszym albumie.

To jest tak jak z tymi płytkami, że odkrywasz wciąż nowe. Tak było na przykład z ulicą Lipową na Gocławiu, gdzie zostałam zaproszona, żeby zobaczyć witraż Syrenki jeszcze przed renowacją willi , w której się znajduje. Im bardziej zdegradowany teren tym większe szanse, że coś się jeszcze zachowało.

Co w takim razie znajdziemy w drugim albumie?

W drugim albumie są nowe miejsca, oprócz Jasnych Błoni. Zdjęcia były wybierane według klucza, którym były moje trzyletnie wędrówki po mieście ale też zmieniające się pory roku. Zawsze jak pora roku się zmienia to najmocniej to wybrzmiewa właśnie na Błoniach. Tak jak w środku pierwszego albumu jak i na jego okładce, motywem przewodnim była kamienica na Św. Wojciecha, w której mieszkaliśmy. Teraz, w nowym albumie, osnowę stanowi Pocztowa czyli moje kolejne kamieniczne miejsce.

Za co Pani tak kocha szczecińskie kamienice?

Kamienice są nierozerwalnie związane z historią ludzi, którzy tu wcześniej żyli ale też tych, którzy żyją dzisiaj. W Szczecinie jest to o tyle fascynujące, że wszyscy jesteśmy skądś. Nastąpiła tutaj prawie całkowita wymiana ludności i trudno nam o własne korzenie. Moja rodzina od strony mamy przyjechała z obecnej Ukrainy, rodzina mojego ojca pochodzi z Torunia. Dopiero teraz trzecie a nawet czwarte pokolenie, posiada tożsamość lokalną, którą musimy cały czas wzmacniać. Szczecin jest w bardzo odmiennej sytuacji od innych miast w Polsce, nawet od tych, które przed wojną były podobne, jak np. Wrocław. My zawsze byliśmy na końcu, na uboczu. Jestem niepoprawną optymistką. Wiem, że w Szczecinie nie mogło być inaczej. Po wojnie długa niestałość granic, część miasta została rozebrana i cegły zostały wywiezione do zrujnowanej Warszawy. Patrząc na te wydarzenia z perspektywy czasu warto być obiektywnym, spojrzeć na to całościowo. Ciężko było traktować to miasto jako swoje, poza tym tutaj trwała bardzo długo okupacja radziecka. Przez to wszystko Szczecin musiał długo czekać na to by te kamienice zaczęły być odrestaurowywane. Ten proces aktualnie tak mocno przyśpieszył, że odnowione kamienice wyrastają wręcz jak grzyby po deszczu. Tak samo całe ulice. Szczecin ma teraz swoje 5 minut. Wcześniej to nie było możliwe.

Przyjezdni mówią często, że Szczecin jest bardzo tolerancyjnym miastem. Jest to wynikiem tego, ze jesteśmy mieszanką ludzi, którzy przyjechali tu w 45 roku z różnych stron, z różnymi doświadczeniami. Patrząc na to łatwo mi docenić piękno tych kamienic, nawet tych bardzo zniszczonych.

Dziękuję z rozmowę.