Wewnętrzne INtonacje Oli
Aleksandra Medvey-Gruszka specjalizuje się w fotografii ślubnej, do której podchodzi w sposób bardzo kreatywny ale tworzy również znakomite portrety, całe sesje zdjęciowe, także dla naszego magazynu. Praca z Olą to czysta przyjemność i to nie tyko ze względu na jej profesjonalizm (jest ambasadorem firmy Canon) ale też z uwagi na osobowość, podejście do ludzi, wyobraźnię i energię. Choć najbardziej jest znana ze swojej komercyjnej twórczości (w tym roku mija 10 lat jej pracy zawodowej), od czasu do czasu bierze udział w różnych, bardziej konceptualnych, artystycznych projektach jak ten którego efekty będziemy mogli obejrzeć już 24 kwietnia (godz.18) w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. „INtonacje” to osobisty, w pełni autorski projekt Oli, którego temat dotyka właściwie każdego z nas. Punktem wyjścia do stworzenia tego fotograficznego konceptu było pojęcie bliskości i relacji.

Wkrótce zobaczymy Twoją w pełni autorską wystawę pn. „INtonacje” w przestrzeni Galerii przy Cerkwi. Jak tam trafiłaś?
Możliwość wystawienia moich zdjęć w Filharmonii miała początek we wcześniejszym wydarzeniu a mianowicie w projekcie „Wiele powodów by żyć” które na zaproszenie dr Doroty Gródeckiej miałam przyjemność współtworzyć. Poznałam wtedy Filharmonię od strony menagerskiej, a oni poznali mnie jako człowieka. Tu musimy wspomnieć panią dyr. Filharmonii Dorotę Serwę, jej zgoda, zaufanie i aprobata była najważniejsza. Karolina Kordys, kuratorka wystaw, zaproponowała mi abym pokazała coś całkowicie autorskiego. Pomyślałam wtedy: czemu nie? Skoro jest okazja by zaprezentować się ponownie w jednej z najpiękniejszych przestrzeni wystawienniczych w Polsce to grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Postanowiłam, że pokażę rzeczy które robię poza fotografią ślubną, którą się zajmuje głównie w sezonie letnim. W przypadku tego projektu wybrałam ponownie fotografię minimalistyczną, ponadczasową która jest mi najbliższa i którą zawsze chciałam się zajmować. Pomyślałam, że musi być najpierw temat, który pociągnie za sobą dalsze działania… również społeczne. Będzie to spójne, nie będzie przypadkowe, za to zupełnie nowe, ponieważ zależało mi na premierowym materiale.
„INtonacje” to bardzo osobiste, rozbudowane przedsięwzięcie. Dotykasz w nim ważnego tematu bliskości, relacji ale także tego na co cierpi coraz więcej ludzi – depresji.
Temat bardzo rozwinął się w trakcie tworzenia samego projektu, bowiem miał na samym początku opowiadać faktycznie tylko o bliskości, o relacjach face to face. Pomysł był wynikiem moich obserwacji na temat tego, że ludzie coraz częściej zamykają się w sobie, w świecie wirtualnym i oddalają się od tej rzeczywistej, prawdziwej relacji. W skrócie miało to wyglądać tak: przyprowadź swoją przyjaciółkę i zróbcie sobie prawdziwe zdjęcie. Jednak zagłębiając się bardziej w temat, pojawiły się takie hasła jak depresja, zaburzenia samoakceptacji, samooceny, samotność. Dane statystyczne mówią, że co trzecia osoba w Polsce cierpi na problemy związane z samotnością i jest to bardziej niebezpieczne dla jej zdrowia psychicznego, dla jej wewnętrznego dobrostanu niż alkohol czy narkotyki. Te wszystkie negatywne zjawiska, takie jak np. ocena z każdej strony, hejt, przeboćcowanie, mają bardzo niekorzystny wpływ na nasze relacje przede wszystkim z samym sobą. Łatwiej jest nam kochać innych niż siebie. To prosta droga do depresji, autodestrukcji i degradacji własnej wartości. Nie wierząc w siebie zamykamy się na kontakt z innymi ludźmi.
Do projektu zaprosiłam Angelikę Muchowską, która jest świetnym konferansjerem. Zaproponowałam jej żeby poprowadziła ten projekt gdyż bardzo cenię jej profesjonalizm, a osobiście zdecydowanie wolę robić zdjęcia niż przemawiać publicznie (śmiech). Okazało się, czego nie wiedziałam, że Angelika jest również rzecznikiem prasowym w Towarzystwie ds. Dzieci i Młodzieży. Także lepiej być nie mogło. Łączenie sztuki z wyższym celem to jest coś wspaniałego. Wspaniale jak taka wystawa może pociągnąć za sobą jeszcze coś dobrego.
To nie jedyna osoba, którą „zaraziłaś” swoim pomysłem.
Zależało mi aby w temat, który poruszam poprzez zdjęcia, wprowadziła gości osoba, która z tą problematyką styka się na co dzien. Będzie to Dorota Kościukiewicz-Markowska, która jest terapeutą i prowadzi Pracownię Dobrostanu w Szczecinie. W trakcie naszego spotkania narodziła się nazwa projektu – INtonacje. To jest trochę taka zabawa słowem. Doszłyśmy do wniosku, że każdy z nas żyje według jakiś wewnętrznych prawd. Co jest prawdą? Jak masz żyć? Według tego co ci inni mówią, czy według tego jak sam, sama się czujesz? Każdy z nas tej prawdy szuka. „IN” to nasza wewnętrzność, wewnętrzna intonacja czyli odcień naszej prawdy. Intonacja kojarzy się również z dźwiękiem, z filharmonią.
Kogo zaprosiłaś do tego projektu. Czym się kierowałaś w wyborze osób, które trafiły przed Twój obiektyw?
Co do gości, których zaprosiłam to nie zależało mi na tym by było to coś na zasadzie „50 twarzy depresji” Dlatego też w projekcie wzięły udział bardzo różne osoby. Pragnę pokazać, że temat depresji może dotyczyć każdego z nas , niezależnie od tego kim jesteśmy, ile mamy lat, jakiej jesteśmy orientacji, z jakiego środowiska się wywodzimy, czym się zawodowo zajmujemy, czy w jakim punkcie życia aktualnie się znajdujemy. To może spotkać każdego, w mniejszym lub większym stopniu.
Zwróciłam się do osób, które mnie zaciekawiły i po rozmowach z nimi okazało się, że praktycznie każda z nich w mniejszym lub w większym stopniu gra w tą grę. Zobaczymy więc ludzi teatru, osoby ze sceny artystycznej, modelki, sportowców, wśród których znalazła się wyjątkowa dla mnie dziewczyna – Paulina Woźniak, medalistka Igrzysk Paraolimpijskich, trenerka, która urodziła się bez lewego przedramienia. I ona jest dla mnie uosobieniem hasła „bodypositive”, gdzie pomimo swojej urody zdobywa szczyty i dokonuje niesamowitych rzeczy w sporcie. Będą też tzw. osoby zwyczajne, ale nie mniej wyjątkowe, które na co dzień nie pracują w mainstreamowych branżach. Portretom towarzyszą kwiaty, które symbolizują coś dobrego, poprawiają nastrój, są takim promykiem nadziei. Do współpracy zaprosiłam dwie wspaniałe wizażystki; Agnieszkę Ogrodniczak i Karolinę Kuklińską, z którymi znam się od lat i uwielbiam współpracować, to była tzw. akcja- reakcja. Rozumiemy się bez słów. Nawet wybór studia nie był przypadkowy. Studio Notopa prowadzi świetna para ludzi Agata i Łukasz, szybko złapaliśmy flow, bo przy naszym pierwszym spotkaniu. Firma nPhoto mimo, iż jest spoza Szczecina, to bez żadnego problemu również dołączyła jako partner wspierając wydruk przepięknej Grand Gallery – albumu. Otrzymałam też wsparcie od moich wspaniałych partnerów - Gabinety Tuwima i Graz Deweloper Cóż mogę powiedzieć – niesamowita grupa ludzi zebrała się wokół mnie.
Na podstawie tego co mi pokazałaś w trakcie pracy nad tym projektem, zobaczyłam, że choć temat trudny to same zdjęcia będą radosne.
Zdjęcia nie mają depresyjnego wydźwięku, nie są smutne. Na jednej fotografii widzimy relację matki z córką, na drugiej rodzeństwo bliźniąt, na kolejnej małżeństwo z bardzo długim stażem, czy w końcu związek samej z sobą. To co łączy bohaterów tego projektu to, że każda z nich nosi w sobie swoją własną historię. Każdy ma okazję poznać te osoby, zależało mi aby nie były anonimowe, stąd przy każdym portrecie znajdziemy kilka słów.
Ten projekt ma być pretekstem do tego, żeby się zatrzymać, odłożyć na chwilę telefon i zapytać kolegę, koleżankę o to co u nich słychać. Zainteresować się nimi, wejść z nimi w prawdziwą relację. W obecnych czasach zatracamy się bez pamięci. Ludzie niestety zapominają o prawdziwych relacjach, skupiając się na tych pozornych, wirtualnych. Bliskość fizyczna, prawda, akceptacja schodzi na dalszy plan.
A czy temat Twojego projektu jest Tobie samej bliski. Jaka historię nosi w sobie Ola Medvey-Gruszka, jaka się w tobie kryje INtonacja?
Z perspektywy czasu zauważyłam, ze w okresie dorastania przechodziłam stan, który można podciągnąć pod stany około depresyjne. To co wtedy przeżywałam na pewno miało wpływ na to jakim byłam człowiekiem później. Miało wpływ na moją pewność siebie, na radzenie sobie z kompleksami, z ludźmi wokół siebie, na myślenie o tym co jestem w stanie osiągnąć, ile jestem warta.
Uważam, mimo wszystko, że jestem poniekąd introwertykiem. Walczę z tymi problemami na co dzień. Z jednej strony lubię kontakt z ludźmi, z drugiej bywa, że go unikam. Zawsze jak wchodzę w towarzystwo nowych ludzi szczególnie w pracy, uruchamiam coś co jest swego rodzaju mechanizmem obronnym. Słyszę wtedy często, że jestem wygadana, że zawsze sobie poradzę, że przecież tyle robię… ale tylko ja wewnętrznie czuję jaką walkę w sobie toczę, aby pokonać swoje problemy. Przez długi czas bywało, że oceniano mnie poprzez mój wygląd, mój kolor włosów, o taka „blondi z aparatem”. Na początku mojej kariery fotograficznej nie byłam traktowana poważnie, szczególnie przez mężczyzn, co rzutowało na moją pewność siebie i stres, w pracy którą przecież lubiłam. Teraz jest dużo łatwiej, choć nie zawsze. Po trzydziestce poczułam się dużo pewniej, poznałam własną wartość i siłę.
A pod kątem fotografii?
Pod względem rozwoju fotograficznego miałam podobne przemyślenia. Często wydawało mi się, że jestem niewystarczająca, Nie potrafiłam przyjmować komplementów na temat swojej pracy. Żyłam w przeświadczeniu, że fotografia ślubna to nic takiego, taka chałtura. Tak naprawdę to także sztuka. Po 10 latach mogę powiedzieć, że lubię siebie, podobam się sobie. Nie hejtuje własnej osoby. Aktualnie czuję się o wiele bardziej pewna siebie, nie wchodzę już w nowe miejsce ze spuszczonym wzrokiem, tylko wyprostowana i uśmiechnięta. Mój mąż, „osobisty terapeuta” dba o to, abym czuła się dobrze we własnej skórze i we własnej głowie… stawia do pionu gdy pojawiają się gorsze chwile. Choć nie lubi jak wyjeżdżam na zdjęcia to wspiera maksymalnie.
Robisz dużo zdjęć, świetne portrety, całe tematyczne sesje ale najbardziej jesteś znana z fotografii ślubnej, którą odczarowujesz z jej trywialności, udowadniając, że i tu można się kreatywnie wyżyć.
Z wykształcenia jestem mgr Sztuki wiązałam plany z architekturą wnętrz lub komunikacją wizualną, ale fotografia zawsze gdzieś zawsze była obok mnie. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale jak widać została na dłużej. Dokładnie w tym miesiącu mija 10 lat. Fotografię ślubną stawiam na równi z innymi rodzajami fotografii. Zresztą nie mówię, że jestem fotografem ślubnym , tylko że fotografuję miłość. Zdjęcia ślubne są bardzo różne, można zrobić naprawdę oryginalne fotografie. To także ciężka praca z dużą ilością osób, pod presją czasu, w zmiennych warunkach. Zostajesz wpuszczona w intymny świat osób, z którymi nie przebywasz na co dzień, musisz zdobyć ich zaufanie. Nie jest to ani trywialne, ani bezwartościowe. Myślę, że wypracowałam sobie swój własny styl, osiągnęłam coś w tej dziedzinie. Wykorzystuję to teraz, moją umiejętność pracy z ludźmi, tworząc mniejsze lub większe projekty jak ten o którym rozmawiamy. Robię to ale zawsze w zgodzie ze sobą.
Dziękuję za rozmowę.
