Impresje z Biennale Architettura
Jedną nogą w architekturze, drugą w sztuce. W tym roku obie zaprowadziły mnie prosto na Biennale Architettura do Wenecji. Wydarzenie kultowe dla fanów doznań estetycznych sprawdza kondycję naszej wyobraźni: czy potrafimy projektować mądrzej, czulej, wspólnie.

Pierwsza edycja Biennale przypadaj na rok 1895 i przez następne 80 lat prezentuje szeroko pojętą sztukę międzynarodową. Od kiedy w 1975 roku Biennale otwarło część architektoniczną na kartach historii zapisały się wydarzenia do dziś wywołujące debaty, jak przebudowa pawilonu Germania na stylistykę nazistowską w 1938 (nic od tego czasu nie zmieniono); w 1993 roku Hans Haacke w ramach swojej instalacji rozbija jego marmurową posadzkę i zachęca do podobnego działania odwiedzających, zaś tegoroczny pawilon Izraela jest zamknięty oficjalnie z powodu remontu (nieoficjalnie jako sprzeciw organizatorów wobec wojny w Gazie).
Dziś Biennale Architettura spogląda daleko w przyszłość. Gdy w 2023 roku zaczęłam regularnie korespondować z Carlo Rattim, dyrektorem Biennale, od razu czułam, że jego myślenie o architekturze jutra świetnie nadaje się na temat międzynarodowej wystawy architektonicznej. I choć tegoroczne hasło – Intelligens. Natural. Artificial. Collective – brzmi dość technicznie, w praktyce dotyczy spraw z naszej codzienności.
W Corderie dell’Arsenale pokazano około trzystu projektów. Zamiast poruszania się po klasycznej osi „od A do Z”, widz wchodzi tu w sieć wątków. To potrafi męczyć – nadmiar bodźców jest celowo wpisany w scenariusz – ale gdy robi się przerwy, dostaje się w zamian wgląd w to, jak dziś myślimy o mieście i domu. Każda z czterech sekcji pyta: jak żyjemy teraz i jak moglibyśmy żyć lepiej. Instalacje rozplanowano nielinearnie, sieciowo, bez jednego centrum, co odzwierciedla nasze współczesne, ograniczone możliwości skupienia uwagi. Uprzedzam, że łatwo o przebodźcowanie, co zresztą omawiałam z Carlo Rattim – nadmierna stymulacja ma pokazywać świat, który budujemy.
Pawilony krajów na terenie ogrodów Arsenału prezentują osobne interpretacje tematu przewodniego z różnym skutkiem. Pawilon Polski to projekt Lary i penaty. O budowaniu poczucia bezpieczeństwa w architekturze kuratorki Aleksandry Kędziorek i jej zespołu. W ramach odpowiedzi na kwestie budowania poczucia bezpieczeństwa w architekturze jako bezpiecznego schronienia grupa twórców dość losowo ulokowała w pawilonie różnego rodzaju symbole z tym związane – od czujników dymu, przez ołtarze z centralnie zawieszoną gaśnicą, po artefakty kulturowe, np. drewniany próg wejścia do domu. Chyba trudno o bardziej dosłowne i chaotyczne potraktowanie tematu, stąd zachęcam do odwiedzenia mojego top three wśród wystaw – pawilonu Serbii, Chin i Litwy. Serbia – „Unravelling: New Spaces” (kurat. Slobodan Jović i zespół) urzekła mnie połączeniem tradycji tkania wełny z algorytmicznym projektowaniem przestrzeni. Prosty gest – zawieszenie pod sufitem złożonej, wełnianej tkaniny –sprawia, że wnętrze zamienia się w namiot o wielu załamaniach. Uwagę przyciąga delikatny dźwięk kilkudziesięciu szpul wełny zamontowanych na ścianie, które nieustannie się obracają, rozplatają tkaninę i stopniowo ją obniżają. Ten proces biegnie według zaplanowanych algorytmów, więc struktura tkaniny zmienia się od dnia instalacji aż do finału wystawy, kiedy – zgodnie ze scenariuszem–dąży do pełnego rozwinięcia.
Wrażenie hipnozy miałam również w Pawilonie Chińskiej Republiki Ludowej. Szczególnie polecam pracę „Skarbiec Nieba” autorstwa Zigeng Wang. Instalacja zgłębia chińską filozofię natury i kosmologii, a powstała z zielonej siatki budowlanej rozpiętej na stelażu wykonanym w tradycyjnej technice wyplatania bambusa. Nad głową widza koncentrycznie przesuwają się ruchome okręgi, które przywołują skojarzenia z papierowym teatrem cieni – proste środki z poetyckim efektem.
Największym zaskoczeniem okazał się dla mnie pawilon Litwy, ulokowany w kościele Santa Maria dei Derelitti. W barokowym wnętrzu stanęła futurystyczna instalacja: monumentalny sześcian z wyświetlaną animacją, któremu towarzyszy seria elektronicznych dźwięków. Już samo przejście z ruchliwej weneckiej uliczki do takiego wnętrza było jak surrealna podróż. Praca „Archi/Tree/tecture” (kurat. Gintaras Balčytis) – z rozłożystym konarem drzewa przed kubikiem – nawiązuje do miasta jako tkanki: kiedyś naturalnej i porośniętej roślinnością, dziś tworzącej sztucznie zbudowany ekosystem. Ten kontrast odczuwa się tu bardzo wyraźnie i długo zostaje w głowie.
Trzy dni na zwiedzanie to czas optymalny. Jeden dzień też ma sens, jeśli spojrzy się na Biennale bardziej jak na miasto, a nie checklistę. To, co dla mnie wybrzmiało najmocniej, to projektowanie w małej skali i praca zespołowa. Coraz częściej przy projektowaniu na równych prawach spotykają się mieszkańcy, urzędnicy, architekci i badacze. Partycypacja przestaje być dodatkiem do „wielkiej wizji”, a staje się rdzeniem procesu. To spojrzenie powinno być bliskie realiom Szczecina (czy jest?), więc warto dla inspiracji zobaczyć Biennale, które otwarte będzie jeszcze do 23 listopada.




