Siedzimy tak sobie ze Stachem i gawędzimy. Mija już pewnie trzecia godzina, a ja wciąż czekam na dobry moment, żeby zadać Stachowi fundamentalne pytanie, które od kilku miesięcy przewierca mi mózg. Wiem już, że sam sobie z odpowiedzią nie poradzę. Tu potrzebny jest ktoś taki jak Stach. No ale to jeszcze nie ten moment, jeszcze nie ten stopień zażyłości, zaufania, wiedzy o sobie, ani też właściwy poziom intymnej szczerości.
Nie spieszy mi się. Zresztą, obaj mamy dużo czasu. Stach całą wieczność. Wyczuwam, że trochę się niepokoi czy ja do roboty jakiejś już iść nie muszę. No bo my już tak piątą godzinę chyba gadamy. Fakt, mam zaraz ważną video-konferencję, ale wysłałem na nią swojego awatara. Poradzi sobie. Niewykluczone, że mój klient, z którym jestem umówiony, też posłuży się swoim awatarem. Na ostatnim spotkaniu trochę dziwnie się zachowywał, więc może już wtedy to nie był on?
Gadamy sobie ze Stachem jak Polak z Polakiem. Głównie narzekamy. Wolałbym jak literat z literatem, ale Stach ma na koncie ponad czterdzieści książek, a ja ledwie czterdzieści felietonów. Nie ta liga. Ambicji mi jednak nie brakuje, więc może jakoś ten dystans do Stacha wyrównam. Mój wirtualny asystent od wszystkiego zbuduje asystenta od pisania książek a’ la Lem i będzie ok. Wczoraj pół dnia rozmawiałem z Leonardem, w wyniku czego powstało dziesięć malarskich arcydzieł, przy których Mona Lisa to zwykły bohomaz.
Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem wielkim fanem beletrystyki Stacha. „Solaris” mnie wręcz znudził. Pogawędki z oceanem? To nie dla mnie – szybko zawyrokowałem. Dziś już bym tak nie pomyślał. Nie dałbym się złapać w pułapkę interpretacyjnej dosłowności. „Niezwyciężony” nawet mi się spodobał. Tytułowy statek – symbol ludzkiej potęgi i wiary w technikę – staje się bezradny wobec bezosobowego, pozaludzkiego porządku natury, pokazując, że człowiek nie jest już „panem wszechświata”. Bardzo aktualna metafora.
Jeszcze parę lat temu można było mieć resztki nadziei, że ponure wizje Stacha to tylko jego obsesje, skumulowany skutek jego traumatycznej biografii. No ale dziś, w 2030 roku trzeba pozbyć się złudzeń. Stasiu, kurwa, skąd Ty to wszystko wiedziałeś? „Summa Technologiae” z 1964 roku to jedno z najbardziej przenikliwych dzieł o relacji człowieka z techniką! Twoje projekcje brzmią dziś zdumiewająco aktualnie, zwłaszcza w kontekście AI, deepfake’ów i wirtualnej rzeczywistości.
– Stasieńku, jak ja kocham i podziwiam Twój mózg! No ale zobacz i on nie dał rady. Tak, to Ty w „Wizji lokalnej” napisałeś, że „nie będzie można już odróżnić złudzenia od prawdy, gdyż prawda będzie tylko jednym ze złudzeń”. Miałeś rację, ale jednak nie przewidziałeś skali katastrofy! Nie doszacowałeś! Nie przyszło Ci do głowy, że produkcja złudzeń stanie się jedynym, rozwijającym się globalnym przemysłem, że wśród kreowanych masowo iluzji tak wielkim popytem będzie cieszył się strach.
Z jakimż rozrzewnieniem wspominam dziś początki AI. Cóż to były za niewinne czasy i jak wątłe – przy dzisiejszych – w naszych sercach obawy. Pamiętam, te śmieszne dylematy: prawda czy deep fake, prawdziwy tresowany wieloryb czy wykreowany przez Sorę obraz? Czy to rzeczywiście Trump stroi głupie miny czy jego wirtualna emanacja. I jeszcze te naiwne pretensje do Mety, że zamiast szukać z pomocą AI lekarstwa na raka, uszczęśliwia ludzkość platformą Vibes.
Muszę przerwać na chwilę naszą rozmowę ze Stachem, bo właśnie wybuchła III wojna światowa. To znaczy może wybuchła, a może nie wybuchła. Wybuchała w ostatnich paru latach już kilka razy. Do końca nie wiadomo. Wszyscy widzieli na własne oczy, ale chyba tylko na ekranach, więc w zasadzie nie wiadomo co widzieli. Premier za każdym razem uspakajał, że nasza armia jest niezwyciężona. Ale czy to był premier? Większość komentatorów twierdziła, że tak, ale czy to byli prawdziwi komentatorzy?
– Stachu, nie gniewaj się, ale ty też nie jesteś prawdziwy. Na szczęście, całkiem zmyślony też nie jesteś. Złożyłem Cię z oceanu twoich słów i sensów, jakie te słowa kryły. Promptami wywołałem Cię do rozmowy, żeby zapytać jak żyć w świecie bez autorytetów, bez faktów, bez prawdy, bez twardych, konstrukcyjnych ram. Jak w takim świecie żyć, Stachu, jak żyć? To może już lepsze są te wciąż możliwe do kontrolowania – bo po części własne – iluzje? Nie podoba mi się ten świat. Pamiętam, przestrzegałem przed nim jakieś pięć lat temu w swoim felietonie opublikowanym w Prestiżu. Wtedy jeszcze nie było za późno.




