„Chopin Chopin”
reż. Michał Kwieciński, scen. Bartosz Janszewski
„Chopin Chopin”
reż. Michał Kwieciński, scen. Bartosz Janszewski

Dawno nie było w polskich kinach filmu, który tak by rozbudził oczekiwania publiczności i publicystów. Fryderyk Szopen (Frédéric Chopin) wielkim kompozytorem był! Największym. Zrodzony z najbardziej polskich pół, łąk, jezior, rzek, stawów, lasów, a przede wszystkim wierzb… Nasz brylant! I nagle: trach, jeb, bum! Chopin okazał się człowiekiem z krwi i kości. Z wątpliwościami i słabościami. On czuje, mówi, patrzy, śmieje się, ma swoje zdanie, swoją, a nawet popełnia błędy. I mówi nie po polsku. Oh, mon Dieu! Szok!
Fala krytyki spadła na scenariusz Bartosza Janiszewskiego. Autorowi zarzuca się, że nie oddał wiernie biografii kompozytora, że jedne zdarzenia pominął, inne zmyślił, a kolejne niepotrzebnie wyróżnił. Jak śmiał „ujawnić”, że był cynikiem i prowadził hulaszczy tryb życia, albo że był narcyzem, bucem i gardził uczuciami rozkochanych w nim kobiet. Dumny Chopin wstał spod odlanej w brązie wierzby w Łazienkach i został… człowiekiem. Młodym człowiekiem. Przecież oglądamy dwudziestoparolatka korzystającego z życia na salonach stolicy ówczesnego artystycznego świata. I nagle… Tu znów: trach, jeb, bum! Ma Pan, Panie Chopin, gruźlicę i za kilka lat Pan umrze, a lek na tę chorobę wynaleziemy (My, ludzkość) dopiero za sto lat. Jak na informację o nieuleczalnej chorobie i perspektywie dalszego życia w męczarniach, może zareagować młody chłopak? Co ma myśleć jurny przystojniak, gdy słyszy, że zaraz przestanie mu stawać, a jedyne co będzie mu puchnąć, to nogi… Co się dzieje z człowiekiem i jego moralnością w obliczu takiego stanu rzeczy? Na tym zdaje się skupiać scenarzysta filmu. Nie interesuje go zbytnio dość nudny życiorys kompozytora. Proszę przeanalizować biografię Chopina. Czy są tam jakieś przygody? Nieoczekiwane albo zaskakujące wydarzenia lub „zwroty akcji”? Czy w życiu Monsieuer Frédérica jest coś co nadawało by się na ekranizację? Tym samym za trafny uważam wybór Janiszewskiego, by skupić się na analizie psychologicznej nie samego bohatera, ale jego choroby, albo inaczej: na analizie psychologicznej bohatera wobec choroby.
Wizualna strona obrazu Michała Kwiecińskiego absolutnie zachwyca. O rozmachu produkcyjnym wiele powie jedna z pierwszych scen, gdy Chopin w drodze na fortepianowy pojedynek przemierza ulice XIX-wiecznego Paryża. Scenografia Katarzyny Sobańskiej oraz Marcela Sławińskiego to najprawdziwsze arcydzieło. To wspaniałe miejskie plenery oraz imponujące wnętrza. Dopełnieniem są kolejne arcydzieła – kostiumy Magdaleny Biedrzyckiej i Justyny Stolarz. Ich projekty wiernie odwzorują modę sprzed wieków. Kamera Michała Sobocińskiego doskonale wie co i jak pokazywać, by uzyskać fascynujące obrazy. Także dosłownie, bo wiele kadrów ma absolutnie malarski potencjał.
Twórcy pozwolili sobie także na… żarty. Jak inaczej potraktować powierzenie epizodycznej roli matki Chopina Mai Ostaszewskiej? To właśnie z nią Eryk Kulm tworzył osobliwy duet – (Małgorzata + Partner) w drugiej części kultowych „Teściów”. Druga humorystyczna scena to wątek… nikotynowy. Gdy podczas posiłku z młodym Carlem Filtschem Georg Sand wchodzi z papierosem, ten upomina ją by nie paliła przy stole. Niewtajemniczonym przypomnę, że w latach 90. XX wieku na polski rynek trafiły papierosy „Georg Sand”. Marka była „uwielbiana” przez kobiety, które mogły zaciągać się feministycznymi emocjami w dymie firmowanymi przez kochankę wielkiego Polaka…
I wreszcie Eryk Kulm jako Fryderyk Chopin. Tak pisałem na łamach „Prestiżu” o jego kreacji w „Filipie”: w jednym z wywiadów Eryk Kulm junior powiedział: „mam plan, żeby zostać pierwszym polskim aktorem, który dostanie amerykańskiego Oscara”. Pomyślałem zatem, że to jakiś zarozumiały, nadęty bufon i narcyz. Weryfikacja tej opinii nastąpiła błyskawicznie, już po kilku pierwszych scenach filmu, a po zakończeniu przeobraziła się w pewność, że „plan na Oscara” faktycznie jest w zasięgu ambitnego artysty. To faktycznie aktor totalny! I co? Dziś te słowa można powtórzyć. To faktycznie aktor totalny! Dodam jedynie, że Kulm w „Chopinie” jest absolutnie magnetyczny! Każdy jego gest, spojrzenie, słowo wydają się być przemyślane i konsekwentne. Nie ma tu udawania językowego, bo Kulm włada biegle francuskim. Nie ma tu udawania muzycznego, bo Kulm doskonale gra na fortepianie. Arcytrudna kreacja o wielkich oczekiwaniach. Dla mnie – bez zawodu. Nie zachwycił za to drugi plan. Nie! Nie aktorsko, bo tutaj znów mistrzowskie popisy, lecz… interpretacyjnie. Kwieciński i Janiszewski nie dali zbytnio przestrzeni do wybrzmienia ich postaci.
Film jest pełen muzyki. Nie dziwne, skoro mowa o obrazie traktującym o jednym z najwybitniejszych kompozytorów wszechczasów. Tu na uznanie zasługuje sztab dźwiękowców, bo muzyka w „Chopin, Chopin!” wybrzmiewa doskonale. Wspominałem także o świetnych scenach aktorskich, w których na fortepianie gra odtwórca tytułowej roli Eryk Kulm. Klawiaturę oraz „akrobatykę” dłoni znakomicie portretował Michał Sobociński, autor zdjęć. Są tu jeszcze sceny, w których przestrzeń dźwiękowa nie pochodzi z epoki. Kilka znaczących czy najważniejszych sekwencji oprawiono transowym rytem. Wspaniały to kontrapunkt.
Dziękuję Michałowi Sobocińskiemu i Bartoszowi Janiszewskiemu za odwagę złamania niełamanego dotychczas mitu Szopena (Chopina). Dziękuje za kino na światowym poziomie – realizacyjnym wizualnym, dźwiękowym, aktorskim. Niedosyt? Niech to pozostanie subiektywnym doświadczeniem. A tymczasem: Narodzie do kin!




