Królewska podróż
Królestwo Jordanii jest jednym z najbezpieczniejszych państw Bliskiego Wschodu, które w niezwykły sposób łączy starożytną historię z nowoczesnym, kosmopolitycznym życiem. Wezwania do modlitwy płynące z wysokich minaretów przeplatają się tu z dźwiękami kościelnych dzwonów, kobiety w kolorowych hidżabach uśmiechają się do tych, którym religia nie nakazuje zakrywania włosów, natomiast herbata stanowi jedyny w swoim rodzaju gest szacunku łączący ludzi z najróżniejszych zakątków globu. Wśród drapaczy chmur, ruin dawnych miast oraz skrytych w mroku wąwozów poznałam legendarną gościnność mieszkańców Jordanii, a wspomnienie tej podróży ma w sobie to samo ciepło, co rozgrzany słońcem pomarańczowy piach Wadi Rum.

Mieszanka doskonała
Swoją podróż po stolicy Jordanii, Ammanie rozpoczynam od wizyty w niepozornej jadłodajni Hashem założonej w 1956 roku, gdzie serwowane są najlepsze falafele na świecie, którymi delektować ma się sam król Abd Allah II ibn Husajn wraz ze swoją rodziną. Restauracja czynna przez całą dobę nieustannie wypełniona jest radosnym gwarem, a chętni do spróbowania pozycji z menu, które istnieje wyłącznie w formie ustnej, stoją w długich kolejkach, aby skosztować słynnych, świeżo wypiekanych kulek z ciecierzycy. Już po pierwszym kęsie wiem, że chrupiące falafele połączone z obłędnie pysznym humusem, listkami mięty, soczystymi pomidorami oraz puszystym chlebkiem są jedną z najlepszych rzeczy, jaką w całym swoim życiu jadłam i stanowią zapowiedź udanej podróży po Jordanii. Kiedy kończę posiłek żałując, że ta kulinarna przygoda nie może trwać w nieskończoność, kieruję się do okazałej cytadeli uważanej za najważniejszy zabytek miasta. Wznoszą się na niej ruiny świątyni mitycznego Herkulesa, pozostałości kościoła bizantyjskiego oraz pałacu Umajjadów otoczone z każdej strony przez fale białych domów tworzących rozległą metropolię. Spośród nich w górę pnie się wysoki na 126 metrów maszt z flagą kraju, która powiewając dostojnie nad pobliskimi wzgórzami, napawa widoczną dumą mieszkańców stolicy. Około 50 km na północ od Ammanu znajduje się miasto Jerash założone między III a IV wiekiem p.n.e. przez samego Aleksandra Wielkiego i jego generała Perdikkasa, które skrywa w sobie ruiny jednego z najlepiej zachowanych rzymskich miast z okresu starożytności na całym świecie. Ogromne forum owalne, dwa teatry, liczne łaźnie, hipodrom z widownią na 15 tysięcy osób oraz dziesiątki świątyń sprawiają, że pomimo palącego słońca i wszechobecnego pyłu niektórzy odwiedzający to miejsce kroczą dostojnie z mocno wyprostowanymi plecami – zupełnie jak Rzymianie, którzy w 63 r. p.n.e. podbili miasto i otaczające go ziemie, wciągając je pod protektorat Rzymu.







