Filipiny, archipelag z duszą
Ognisty temperament mieszkańców, kościoły z rafy koralowej, bliskość natury, nurkowanie wśród ośmiornic i wraków okrętów wojennych.
Ognisty temperament mieszkańców, kościoły z rafy koralowej, bliskość natury, nurkowanie wśród ośmiornic i wraków okrętów wojennych. Oto Filipiny oczami architekta, Macieja Zombirta.
Ciemna noc na Oceanie Indyjskim, u wybrzeży jednej z filipińskich wysp. Pewien śmiałek zaryzykował nocne nurkowanie, wyposażony tylko i wyłącznie w latarkę. Wokół totalna ciemność, morze i niebo zlały się ze sobą w jedną, nieprzeniknioną otchłań czerni. Nie było widać żadnych świateł miast. Tylko blask z latarki pozwalał zorientować się, że pod nogami istnieje jakiś podwodny świat. Gdy śmiałek miał już zanurkować, do światła latarki podpłynęła nagle ośmiornica. Krzyk przerażenia rozdarł błogą ciszę nocy na końcu świata.
Z dala od „last minute”
Tym śmiałkiem był Maciej Zombirt, właściciel pracowni CITY architekci. Na przełomie lutego i marca wybrał się wraz z żoną Agnieszką, córką Lidką i synem Emkiem w podróż do Azji. — Co roku staram się organizować takie azjatyckie wypady — mówi Maciej. — To dla mnie nie tylko przygoda, w podróży zawsze szukam inspiracji architektonicznych — dodaje.
W zeszłym roku gościł na Expo w Szanghaju. Tym razem wybrał Filipiny. — To jest jedyny katolicki kraj w Azji — tłumaczy wybór kierunku podróży Zombirt. — Poza tym na Filipiny zewsząd jest daleko, i dlatego nie docierają tam wycieczki typu „last minute”. Nie ma tam zatrzęsienia europejskich czy amerykańskich turystów, z reguły są tam tylko Azjaci — mówi.
W drodze do stolicy archipelagu, Manili, odwiedzili Pekin. — Zobaczyliśmy miasto zamkniętych, smutnych, zapracowanych ludzi, których nie mogłem rozróżnić, rozpoznać po mimice twarzy. To całkiem inna kultura — mówi Zombirt. — W Pekinie wyczuwa się potrzebę pokazania potęgi państwa: monumentalne, ogromne budynki, szare wieżowce, szarzy ludzie i wyjątkowy duch dyscypliny — dodaje.
Z Chin po pięciu godzinach lotu trafili do zupełnie innego świata. — Filipiny okazały się krajem gorącym, energetycznym, pełnym uśmiechniętych, temperamentnych, wolnych ludzi — wspomina.
Manila to żywe, pulsujące, miasto, zatopione w architektonicznym chaosie, który paradoksalnie przypadł do gustu architekta. — Filipińskie miasta rosną same, tam nie ma żadnej estetyki, ale to właśnie jest piękne, odczuwa się energię ludzi, spontaniczność, na ulicach pełno zakochanych par. Coś, czego brakuje w Szczecinie, gdzie jest chaos, ale nie ma tej duszy.
Kościół z rafy koralowej
Filipińczycy, jako społeczeństwo katolickie, są Polakom mentalnie bliscy. Jednak ten katolicyzm jest połączony z południowym temperamentem i miejscowymi osobliwościami przyrody. Na maskach samochodów można przeczytać cytaty z Biblii. Kościoły natomiast, choć kształtem przypominają europejskie, budowane są z wapienia z rafy koralowej. Archipelag przez 400 lat był kolonią hiszpańską, po czym znalazł się w rękach amerykańskich, przez co jest dziś ciekawym połączeniem dwóch różnych kultur. Hiszpański temperament i katolicyzm miesza się z amerykańskim konsumpcjonizmem, a kościoły z kamienia sąsiadują z McDonaldem. Zombirtowie nie poprzestali na zwiedzaniu stolicy. — Włóczyliśmy się łódką między prawie bezludnymi wyspami archipelagu — opowiada Maciej.
— Na jednej z takich wysp mieszkańcy mieli prąd tylko przez trzy godziny dziennie, nie mieli internetu ani telefonów komórkowych. W tej rybackiej wiosce z jednej strony była dżungla, z drugiej morze — mówi Zombirt. — Rano dziadek, jako głowa rodziny, wyrusza na ryby i wszyscy żyją z tego, co złowi. A jak połów będzie nieudany, zawsze pozostaje ryż i kukurydza. Ci ludzie żyją w totalnej zgodzie z naturą — dodaje.
Mimo biedy, Filipińczycy nie mogą narzekać na braki w edukacji. — Poznałem w tych wioskach dzieci, które wiedziały więcej o Księżycu niż moje! — śmieje się Maciej.
Przeżycie rodem z „Titanica”
Jedną z ciekawszych rozrywek na Filipinach jest nurkowanie. Maciej między innymi wziął udział w zorganizowanej ekspedycji nurkowej na archipelagu Busuanga. W 1943 roku, podczas II wojny światowej, Amerykanie zatopili tam ponad 20 japońskich okrętów wojennych. — Pierwszy raz w życiu nurkowałem wśród wraków — wspomina. — Na głębokości 20 – 30 metrów wpłynęliśmy do jakiegoś wielkiego tankowca przez dziurę po torpedzie. To było niesamowite przeżycie! Sceny jak z filmu „Titanic” albo z jakiegoś obrazu science fiction. Do dziś, gdy zamykam oczy, widzę te groźne, czarne korytarze, maszynownie, ryby, jakieś działa przewrócone na bok i komory tankowców — mówi.
Filipiny nie są rajem dla turystów, dlatego też nie obfitują w szkoły nurkowania, jak na przykład Egipt. Dzięki temu podwodna eskapada u wybrzeży Busuanga miała smak prawdziwej przygody.
Wielkim przeżyciem był też sam fakt podróżowania z dziećmi. — To niesamowite obserwować świat oczyma dzieci, na nowo przeżywałem w ten sposób swoje dzieciństwo — mówi. — Dla nich wszystko było nowe, każda chwila była przygodą — wspomina.
Filipińska podróż Macieja Zombirta była nie tylko wypoczynkiem, ale i źródłem zawodowych inspiracji. — Oglądam różne miasta, obserwuję, jak funkcjonują, czego warto się od nich nauczyć — tłumaczy. — W Manili urzekła mnie energia ludzi, zrozumiałem, że tam nie jest potrzebny porządek architektoniczny. Tam ludzie nie żyją zgodnie z zegarkiem, ale zgodnie z naturą, i dzięki temu są szczęśliwi. Są też otwarci i nie ma dla nich problemów nie do rozwiązania.