Śpiewam całym sobą

Szczecińska publiczność przyjęła ich owacyjnie. Mimo, że byli tylko jeden dzień, zdążyli spotkać się z fanami, którzy tłumnie przybyli do Empiku, by zdobyć autograf ulubionego zespołu.

Autor

Izabela Marecka

Z liderem Feel, Piotrem Kupichą rozmawia Izabela Magiera – Jarzembek.

– Jak udał się występ w Szczecinie?

– Koncert był znakomity, jeden z najlepszych na tej trasie promocyjnej, którą aktualnie gramy! Wielokrotnie już tutaj graliśmy, ale po raz pierwszy wystąpiliśmy w klubie, podczas bardziej kameralnej imprezy. Wcześniej odwiedzaliśmy głównie szczeciński amfiteatr, występy były niesamowite, a publiczność przyjmowała nas niezwykle serdecznie. Nie inaczej było i tym razem.

– Jak udaje się Wam zapanować nad tłumem rozentuzjazmowanych fanek?

– Fanki nie są aż takie rozentuzjazmowane (śmiech). Każdy koncert to przepływ energii i emocji, od artysty – do fanów zgromadzonych pod sceną – i znów do artysty. Tak to funkcjonuje, to symbioza. Staramy się przekazać ogrom pozytywnych emocji, tym którzy przyszli na nasz występ i dlatego ze sceny schodzimy zmęczeni, ale z naładowanymi na full akumulatorami.

– W jednym z wywiadów powiedziałeś, że o sukcesie zespołu zadecyduje trzecia płyta, którą właśnie promujecie. Dlaczego akurat trzecia?

– Pierwsza płyta może być gigantycznym sukcesem, automatycznie druga jest tego odzwierciedleniem. Ludzie kupują ją z ciekawości, na fali popularności zespołu czy artysty. Trzecia płyta wszystko weryfikuje. Po jej sprzedaży wiesz czy rzeczywiście jest dla ciebie miejsce na polskiej scenie muzycznej, czy też miałeś swoje 5 minut, które minęło tak szybko jak przyszło. U nas jest dobrze. Płyta „Feel 3” osiągnęła status złotej płyty dość szybko po pojawieniu się na rynku. Teraz dużymi krokami zbliżamy się do platyny. Fani i publiczność nas zweryfikowali na plus. To dla nas niezwykle ważne, bo wiemy, że mamy dla kogo grać i tworzyć.

– Od kilku lat „Feel” jest bardzo popularny. Masz jakiś przepis na sukces?

– Zawsze ciężko pracowałem, aby osiągnąć swój cel. W końcu każdy jest kowalem własnego losu. Kiedyś po prostu musi przyjść twoja kolej.

- Taka sława ma jednak swoja cenę. Czy nie myślisz sobie czasem o tym, jak dobrze byłoby być znowu anonimowym człowiekiem?

– Ja już niestety się z tym pogodziłem, że nie ma takiej opcji, że wchodzę do sklepu i sobie w nim buszuję, zachowuję się przy tym zupełnie naturalnie, normalnie. Zawsze wzbudzam zainteresowanie. Staram się nie zwracać na to uwagi.

– W międzyczasie zostałeś ojcem dwóch synów. Jak się odnalazłeś w roli rodzica?

– Myślę, że jestem naprawdę fajnym tatą. Dużo koncertuję, ale jak tylko wracam do domu to poświęcam im sto procent mojego czasu i uwagi.

– Masz jakieś marzenia związane z przyszłością swoich dzieci?

(śmiech) – Na razie chłopcy są jeszcze zbyt mali, abym zastanawiał się nad ich zawodem. Uważam jednak, że kiedy nadejdzie w ich życiu odpowiedni moment – to same o tym zadecydują. Najważniejsze, aby miały świadomość, że zawsze mogą liczyć na rodziców!

– A śpiewasz swoim synom kołysanki?

– Śpiewam całym sobą. Jest fajnie. Powiem ci, że dzieciaki to największa radość na świecie.

Prestiż  
Styczeń 2012