Marta Mirska. Gloria i gehenna

Janusz Świąder, Tadeusz Ślusarski
Marta Mirska. Gloria i gehenna
Wydawnictwo:  Polihymnia

Autor

Rafał Podraza

Z natury dbając o dobre samopoczucie wielbicieli „Prestiżowych książek” nie pokazuję w rubryce rzeczy nie wartych czytania. W tym jednym przypadku się złamałem. Mimo, że mam do książki więcej „echów”, niż „achów”, to postanowiłem o niej napisać. Powód – Marta Mirska. Wielka gwiazda polskiej piosenki lat 40. i 50. 

Książka panów Świądra i Ślusarskego ciekawi, bo prócz treści to także dwie płyty CD z mniej znanymi przebojami wykonawczyni „Pierwszego siwego włosa”. Wydanie, nie powiem, eleganckie: twarda oprawa, duże litery, ciekawe zdjęcia (wielokrotnie po raz pierwszy publikowane), papier fotograficzny. Niestety, całość zabija treść. Jest jej po prostu za dużo. Ciekawostki zginęły w natłoku kompletne niepotrzebnej „makulatury”, w „bzdetach”, bo jak nazwać zamieszczone wypowiedzi osób, które artystki nie znały (totalny absurd) czy przedruki wywiadów – jeden do jednego – z artystką, często nieskładnych, powtarzających treści wcześniej już w publikacji zamieszczone? Ewidentny brak redakcji dopełnia dramatu tej księgi. Dlaczego ludzie biorą się za pisanie książek, nie mając o tym kompletnie pojęcia?... Z drugiej strony już Jerzy Stuhr śpiewał, że „człowiek mu, bo inaczej się udusi”. To są moje „echy”.

Teraz „achy”. Mój kochany Czytelniku, jeśli nie wiesz kim była Marta Mirska, możesz się – dzięki tej książce – dowiedzieć. Piękne zdjęcia, fragmenty tekstów piosenek, wycinki prasowe. Na koniec szczegółowe zestawienie wszystkich piosenek, które nagrała z dokładną datą rejestracji ich w studiu! Ponadto przecudne ciekawostki: wielka miłość Mirskiej do marynarza, który zginął w pierwszych dniach II wojny światowej, ich potajemny ślub, podwójny zgon pieśniarski: wpierw w styczniu 1991 roku (Polskie Radio podało oficjalny wówczas oficjalny komunikat o śmierci gwiazdy), a potem w listopadzie – ten prawdziwy. Katastrofalna sytuacja finansowa pod koniec życia pieśniarki, która, gdyby nie wielbiciele, umarłaby po prostu z głodu i totalne zapomnienie, budują nam historię godną filmowego scenariusza. Stąd książkę, mimo ewidentnych wad, polecam. Czasami warto przymknąć oko na redakcję, by dowiedzieć się czegoś ciekawego. Tym bardziej, że postać Marty Mirskiej nie jest tak naprawdę znana.  

Prestiż  
Listopad 2017