Brand New Day

Miłość. Ech…Miłość… Nie, nie! No, skąd? Przecież pamiętam. Oczywiście, że pamiętam. No, właśnie, pamiętam. Ta ławka koło Straży Pożarnej na Tkackiej stoi do dziś.

Autor

Szymon Kaczmarek

Miłość. Ech…Miłość… Nie, nie! No, skąd? Przecież pamiętam. Oczywiście, że pamiętam. No, właśnie, pamiętam. Ta ławka koło Straży Pożarnej na Tkackiej stoi do dziś. A ja wciąż czuję smak pierwszego pocałunku. Była zniecierpliwiona długim oczekiwaniem i chyba nawet znudzona? Moja desperacja wyraźnie ją ożywiła. Pocałunek był wzajemny. Ale to było jakoś w kwietniu, maju, a nie w lutym!!!  Kto to wymyślił, by w lutym właśnie o miłości mówić w kontekście święta? Co to za miłość, gdy wokoło zawierucha, zamarznięte kałuże i ogólna plucha z mozzarellą? W mróz, to nawet kaczorowi nie…po drodze. A gdzie słowiki kląskające? Gdzie pachnące łany rzepaku w taki miłosny nastrój, niezmiennie przez lat kilkadziesiąt wprawiające mojego stryjka Ryszarda? Gdzie kocyk rozłożyć na zielonej trawce? Te wieczory pachnące maciejką, powroty nad ranem…

Ja rozumiem Anglosasów, którym pogoda w miłości nie wadzi zbytnio, bo gdyby, to dawno by wyginęli. Rozumiem Francuzów, boć to naród podatny na serc połamanie, jak mało który. Nawet Niemców rozumiem, choć nie rozumiem, że i oni mogą kochać. Ale my, Polacy w sensie? Miłość w lutym szanse ma niewielkie i narażona jest co najmniej na zapalenie płuc. Lutowe uczucia to plastikowe serduszka i całusy na fejsie. Niewiele mają wspólnego z drżeniem dłoni skradającej się do jej ręki w ciemności sali kinowej. Miłość to nie moda, ani trendy. Nie da się jej kupić, ani nielegalnie ściągnąć z aplikacją, choć są tacy, co próbują. Miłość to nie kolor, ani kształt. To Miłość…

Skoro więc aura uczuciom nie sprzyja, powinniśmy zmodyfikować Walentynki? Niech zatem będą świętem serdeczności, przyjaźni, szacunku, uprzejmości. Wszak to wszystko znamiona Miłości, to ona w całej swej najpiękniejszej postaci. Zamiast lizaków w kształcie serduszka, odrobina ludzkich uczuć na co dzień. Zamiast kwiatka, uśmiech szczery. Zwyczajne, zapomniane słowa: dzień dobry, proszę, dziękuję. Ja wiem, tego nie uczą w tiwi, ani jednej, ani drugiej. Ale popytajmy dziadków, oni pamiętają czasy, gdy słowa te były w powszednim użyciu.

Tymczasem pójdę sobie na spacer (bo dziś na obiad mam spacer) i porozglądam po świecie lutowym, popatrzę koleżeńsko w oczy przechodniom, z zachwytem na szare obłoki…Aż tu nagle…

Mam widzenie! O, jezusicku! Widzenie mam takie: nad wszystkimi unosi się Sting, śpiewający „Brand New Day”, a korowód tańca miłości otwiera wtulona w męskie ramiona prezydenta Krzystka, Małgorzata Jacyna-Witt. A za nimi wspólnie i miłośnie Wieczorek z Arłukowiczem, Marszałek Geblewicz z redaktorem Duklanowskim, zgodnym rytmem pląsają redaktorzy naczelni Radia Szczecin i Gazety Wyborczej, suweren PiS-u z wyborcami lewicy, sprzedawczynie stoiska mięsnego sklepu „Społem” na Budziszyńskiej z klientami, złodzieje z policjantami, kierowcy z cyklistami, psy wraz z kotami, wierzący z ateistami, prawdziwi Polacy z gorszym sortem, Kaczmarek z Chacińskim…nie, no spoko. Zagalopowałem się! Aż tak, to nie. Przyznam, że czasami ponosi mnie fantazja, zwana przez moich wrogów „chorą wyobraźnią”. Chyba powinienem odstawić te tabletki, różowe i białe. Niebieską sobie zostawię, wszak to luty – miesiąc Miłości…