Zachodniopomorskie kulinarnie

Śledź nasz powszedni i powszechny

„Do jakiej rodziny ryb należą śledzie?" – zapytano kiedyś Franca Fiszera – legendarną postać przedwojennej warszawskiej cyganerii. Ten bez wahania odpowiedział: – „Do rodziny zakąsek!”. Historia śledzia – tej niesamowitej ryby oraz Szczecina i Pomorza Zachodniego sięga odległych wieków. Był i jest nadal ważnym elementem regionalnej – zachodniopomorskiej kuchni. Śledź i Szczecin, to jak Bolek i Lolek, jak Flip i Flap, jak „Czterej pancerni” i Rudy 102. Skracając ten wywód wystarczy strawestować fragment tekstu słynnej piosenki socrealizmu, czyli „nieodłączne siostry dwie/Szczecin i śledzie”.

Śledź jest popularny na polskich stołach od setek lat. Bogaczy i tych mniej zamożnych. Był tani i łatwo dostępny. Nazywano go nawet „rybą biedaków”. Szczególną popularnością cieszył się w czasie postów. Śledzie były wtedy kulinarnym wybawieniem od głodu dla przestrzegających zasad wiary katolików. A poszczono np. w średniowieczu bardzo ostro – trzy dni w tygodniu (najostrzej w piątek, wtedy nawet ówczesne „córy Koryntu” miały zakaz prowadzenia swojej działalności). Śledź był nie tylko pożywieniem. Stanowił także np. element sadystycznych tortur – karmiono nimi kogoś podejrzewanego o niecne czyny a następnie nie dawano mu nic do picia. Można o tej rybie opowiadać długo, barwnie i smakowicie. My skupimy się na związkach śledzia ze Szczecinem i Pomorzem Zachodnim.

Ryba pełna historii

Pomorze Zachodnie jest od wieków kojarzone z tą rybą. Potwierdzają to np. wykopaliska archeologiczne w okolicach Wolina oraz Kołobrzegu i zapiski m.in. kronikarza żywota św. Ottona z Bambergu (biskupa, który miał dokonać chrystianizacji Pomorza Zachodniego). Szczecin natomiast najmocniej zaczął być kojarzony ze śledziami i handlarzami tą rybą w czasach Związku Hanzeatyckiego, czyli w drugiej połowie XIII wieku.

Szczecin doskonale, pod tym względem, wykorzystywał swoje położenie geograficzne. Położony blisko morza, ale jednak nie na tyle blisko, aby być narażonym na napaści piratów. Jak bardzo śledź był popularny w stolicy Pomorza Zachodniego niech świadczy wiszące w Katedrze Św. Jakuba – w Kaplicy Portowców – godło cechu kupców rybnych – płaskorzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem, u stóp której leżą trzy odgardlone śledzie. Na handlu śledziami wzbogaciła się m.in. słynna szczecińska rodzina kupiecka Loitzów. Przez Szczecin drogą wodną – Odrą transportowano śledzie na południe. Szczecin był prawdziwym śledziowym El Dorado. Na archiwalnych fotografiach z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku widać na szczecińskich nabrzeżach stosy beczek ze śledziami. Funkcjonował nawet tzw. Mistrz Śledziowy, który, zawsze w obowiązkowym surducie i meloniku, osobiście sprawdzał jakość śledzi. Z losowy wybranych beczek wybierał kilka sztuk tej ryby, odgryzał jej kawałek, przeżuwał i zjadał. I tak kilka razy dziennie i praktycznie codziennie – opowiada Bolesław Sobolewski, znany szczeciński restaurator i współzałożyciel słynnego już Klubu Śledziożerców.

Śledzie kupowano bardzo często na targach oraz „prosto z burty” łowiącego je kutra. Przede wszystkim w postaci solonej. Ale jedzono je też marynowane z cebulą i przyprawami, do tego często razem z ugotowanymi ziemniakami „w mundurkach”, czyli ze skórką oraz śledzie smażone i w zalewie octowej.

50 twarzy śledzia? Nie, setki!

Po II wojnie światowej – w czasach PRL-u i budowy socjalizmu ryba stała się dobrem powszechnym. A nawet obiektem walki klasowej i propagandowej. W latach 50. XX wieku szczecińskie Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich „Gryf” łowiło śledzie w obfitych ilościach na Morzu Północnym. Na bosmanacie portu rybackiego w Świnoujściu wisiał wtedy transparent z hasłem: „Każdy śledź złowiony ponad plan, to cios wymierzony w imperializm”. Nadal był chwalony zarówno przez władze świeckie – bo tani i na każde podniebienie, jak i kościelne – wiadomo, dlaczego. Nadal jest bardzo popularny. Wystarczy spojrzeć w ilu postaciach prezentuje się choćby na stoiskach rybnych w dużych sklepach spożywczych. W ostatnich latach kilka rodzajów wyrobów z tej ryby trafiło na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. To „śledź po szczecińsku” – z cebulą, „po kołobrzesku” – marynowany według przedwojennych przepisów oraz opracowanych w latach 70. i 80. ubiegłego wieku przez pracowników kołobrzeskich firm rybackich, smażone w octowej zalewie, smażone na wodzie, opiekane w marynacie i cymes śledziowy. Potwierdzeniem faktu, że ryba ta i potrawy z niej są popularne w regionie niech będzie działający od ponad 20 lat w Szczecinie Klub Śledziożerców. Jego członkowie przygotowali już z tej ryby prawie dwa tysiące przepisów. Niektóre bardzo oryginalne. Dla konserwatystów są prawdziwą herezją np. kiełbasa ze śledzia, tort śledziowy, lody śledziowe, keks śledziowy, ptasie mleczko ze śledzia lub tzw. Paluszki Piklinguszki, faworki faszerowane śledziem, śledziowe pierogi, pasztet śledziowy, kiełbasa ze śledzia z wędzoną hiszpańską papryką serwowaną z chrzanem, a także „powidła” śledziowe, czy risotto z matiasem.

„Tam, gdzie jest śledź, niepotrzebny jest lekarz” – mówi dawne powiedzenie holenderskich rybaków. Nic dziwnego, to ryba mająca niezwykłe właściwości zdrowotne. Tłuszcz zawarty w śledziach działa dobroczynnie na serce, to udowodnione! Jego spożywanie obniża „zły” cholesterol, zawiera kwasy omega – 3, chroni przed miażdżycą, wpływa na regulację ciśnienia tętniczego, są małokaloryczne itd. Jedzmy śledzie! – apeluje Bolesław Sobolewski.

Jak ważna to ryba dla Szczecina niech świadczą także jeszcze dwa elementy. Pierwszy – specjalna rzeźba, którą ustawiono pięć lat temu nad Odrą – na Bulwarze Piastowskim. To pięć beczek wykonanych z brązu. Z jednej z nich wysypują się śledzie. Drugi – od prawie 30 lat w stolicy Pomorza Zachodniego odbywa się doroczne spotkanie przedstawicieli branży morskiej – Herring Szczecin (hering – z niem. śledź). Niespodzianką na pewno nie będzie informacja, że każdej imprezie z tego cyklu towarzyszą dania ze śledzi. W tym roku będą to: śledzie z selerem i rodzynkami, śledzie ze śliwką i orzechami śledzie po kaszubsku i śledzie z wakame.