Dorosłość jest dla ciebie koniecznością wyboru, dookreślenia się, porzucenia czegoś?
Nie, dorosłość jest jak bagaż, który rośnie, a my ciągle musimy utrzymywać tą samą prędkość poruszania się i tą lekkość, chociaż nie jest łatwiej, prawda? Mam na myśli to, że zmęczenie wzrasta i to piękno gdzieś nam umyka. W rezultacie zapominamy w ogóle po co żeśmy się wybrali w tą podróż.
Dorosłość jest przereklamowana?
To też mnie bardzo ciekawi, jak nie stać się kwaśnym tetrykiem. W sensie, że można stać się kwaśnym tetrykiem jeszcze nie wyglądając na takiego, a jednocześnie ciągle zdarzają się starsi ludzie, którzy zachowują beztroski optymizm i to mnie absolutnie rozczula. Reasumując – jak nie dać się „zgrawitować”?
Może stetryczenie i „zgrawitowanie” to też wybór?
Raczej rodzaj wrażliwości, czyli im większa wrażliwość, tym więcej złamanego serca. Tylko jak tą swoją wrażliwość utwardzać, jednocześnie ją zmiękczając? Cytując wybitnego dyrygenta Jerzego Semkowa: Posiadać wdzięk orchidei, jednocześnie utrzymując skórę nosorożca?
Mocno przejmujesz się swoim odbiorcą, czy starasz się w tym wszystkim zachować siebie na pierwszym miejscu?
To na pewno bolączka mojego zawodu, bo im więcej napiszemy, tym ta przestrzeń bardziej się kurczy. Coraz mniej przestrzeni, w której możemy być dobrzy. Jednocześnie jak zachować tą „siebiowość”?
To są problemy, można powiedzieć, pierwszego świata i raczej nikt nam nie będzie współczuł. Zawód muzyka raczej nie kojarzy się z cierpieniem, a jednak każdy artysta to przeżywa. Kreatywność jest wredna. Zdradliwa ta wena – raz jest, raz jej nie ma. To jest takie polowanie na trzyminutowy palec boży. Możemy napisać przez „rz”, jeżeli ktoś jest niewierzący. (śmiech) Proces twórczy niekiedy jest tak karkołomny, że głowa już w pewnym momencie odpuszcza i nie pamiętamy po co się coś zaczynało. To takie przemierzanie bieguna Marka Kamińskiego czy przepływanie kajakiem oceanu – był taki wspaniały Pan, słodziak, który tego dokonał (Aleksander Doba przyp. redakcji). Poza tym w odróżnieniu od pracy w zespole, pracujesz w ogromnej samotności, a tam spotykasz swojego największego k… wroga, czyli siebie. Oj przepraszam, co tu się wydarzyło, co za rynsztok w języku!
Plugawo! (śmiech)
Plugawy romantyzm (śmiech) ale to świetne słowo, czy mogłoby się tutaj znaleźć?
Oczywiście!
Wróćmy na bardziej kulturalny poziom. Czy sztuka jest dobrym reprezentantem Twojego kraju? Pytam nie bez powodu.
Sztuka przychodzi z wielką pomocą, bo w ludzi nie wierzę, a sztuka może być idealna i może uskrzydlać i robić taką właśnie prestiżowość jak na naszej okładce.
A ‘propos jakie masz odczucia po Twoim koncercie inauguracyjnym polskiej prezydencji w Radzie UE?
Ten koncert był jakiegoś rodzaju moim zmierzeniem się z wszystkimi największymi polskimi kompozytorami, z polskością de facto.
To było karkołomne, bardzo „udojrzewiające” doświadczenie. Czuję, że po tym już dzieciakiem nie umiałbym być. Tam wyczerpała się już jakaś młodzieńczość we mnie. Ponadto ranga była na tyle wysoka, że chyba nie można było sobie odpuścić i do tego musiałem zmierzyć się z kompletnie innym odbiorcą, również tym oglądającym transmisje w TV.
Jest tam również element szczeciński, w postaci fragmentu pieśni ludowej wykonywanej przez zespół śpiewaczy z Kawęczyna, która miała swój debiut w szczecińskiej filharmonii w 2022 roku, skąd to odniesienie?
No więc, to jest też coś, co rzeczywiście narodziło się w Szczecinie, a szukając właśnie tej polskości w muzyce, odnosiłem do różnych form w tym folkloru, ale również do największych i ulubionych, czyli: Szymanowski, Górecki, Penderecki, Lutosławski i do tej szczególnej dla mnie osoby – Grażyny Bacewicz. Patrząc na takie postaci i widząc to, że u każdego z nich, obecny jest polski folklor i że folklorem jest polska tożsamość coś, co sprawia, że Chopin jest ciekawy w Paryżu, to jest ta polskość właśnie. Odniesienia do folkloru, co zawsze powtarzam, są tym momentem, w którym jak już żeśmy się pogubili patrząc zbyt wysoko w niebo, to wtedy wracamy do korzeni i często znajdujemy tam jakiegoś rodzaju prawdę. Więc na przykład ta pieśń lub oryginalnie kolęda, którą znalazł Jacek Hałas, którego serdecznie pozdrawiam, była próbą nawiązania do folkloru właśnie.
Czy znów nastała moda na folklor?
To jest ciekawe, a’ propos sytuacji politycznej na świecie, że Ukraińcy potrafią na przykład dbać bardziej o nasz folklor niż my sami, albo że oni nawet się bardziej nie wstydzą tego folkloru, a przecież przez wzgląd na geografię jest to de facto nasz wspólny folklor, prawda?
Czym jest dla Ciebie europejskość?
Osobiście fascynuje mnie ta europejska rywalizacja indywidualizmów. Państwo – Miasto reprezentuje to, co ma najlepszego, czyli, że na przykład w tej części Włoch jest kultowa pasta i my już nie robimy tamtej, bo tamtą robią tamci, a my robimy swoją! Ale na serio dzięki temu mamy nagle tyle wspaniałych makaronów! I to jest dla mnie kolebka europejskości, czyli fajna jest ta rywalizacja w obrębie własnej tożsamości, a także pole do tworzenia zupełnie nowych rzeczy. Pozytywnego snobizmu na inność.
Myślisz, że nastanie kiedyś moda na Polskę?
Myślę, że skoro będziemy coraz bardziej odwiedzani, że Polska się stanie coraz bardziej turystyczna, no więc to też jest fajne, żebyśmy jeszcze bardziej byli i wiedzieli, kim jesteśmy, żebyśmy sobie mogli wybrać, że chcemy być ciągle w zgodzie ze sobą, co nam sprawi, że będziemy troszkę bardziej zrelaksowani…
To jest też piękne w polskości, co próbuję ująć w klamrę o tożsamości narodowej i podróżowania po świecie. Mówię to wszystkim: „Cokolwiek o nas myślisz, to pamiętaj, że nie jesteśmy ani Niemcy, ani nie jesteśmy Ruscy”.
Wrócę jeszcze do romantyzmu, który w trakcie naszej rozmowy stał się nieco plugawy. Czym jest współczesny romantyzm dla Ciebie?
Romantyczność w muzyce istnieje? Istnieje, więc czym prędzej, niech się niesie wieść, na wszelki wypadek nadmienię, że nie jestem lamusem i ją często uprawiam! No i oczywiście w ramach dorosłości, można by rzec, że być może będę coraz częściej uprawiał romantyczność, w muzyce. (śmiech)