Życie dobrze sfotografowane
„Minifot” przy alei Wojska Polskiego, tuż obok byłego kina Kosmos. Kto nie zna w Szczecinie tego istniejącego od 53 lat wyjątkowego zakładu fotograficznego, który w latach PRL-u zadziwiał szybkością i jakością usług oraz wyjątkowymi zdjęciami w witrynie. Jego twórcą był Konrad Stanisław Salamon – człowiek, który ocalał z hitlerowskiej rzezi, pionier Szczecina, ale także jeden z pierwszych fotografów stolicy Pomorza Zachodniego i jego mieszkańców. Dzięki niemu mamy dziś niezwykły i bezcenny zdjęciowy zapis kilkudziesięcioletnich przemian miasta.

Wielkopolanin z urodzenia, szczecinianin z wyboru. W stolicy Pomorza Zachodniego pojawił się w styczniu 1946 roku po wstrząsających wojennych przeżyciach. Aresztowany przez Niemców od wiosny 1942 roku przebywał w kilku więzieniach. Na początku 1945 roku trafił do łódzkiej Radogoszczy. W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku Niemcy zaczęli likwidować więzienie i urządzili rzeź więźniów. Salamon ratując się przed spaleniem żywcem skakał z dachu trzypiętrowego, płonącego budynku więzienia. Spośród 400 więźniów ocalało tylko kilku. Po wojnie Salamon wybrał Szczecin.
Był młodym człowiekiem po strasznych przejściach. Na nowe miejsce do życia wybrał Szczecin, który wtedy, na przełomie roku 1945 i 1946 cieszył się sławą „Dzikiego Zachodu” przygody i wolności – opowiada Marzenna Salamon, córka fotografa.
W Szczecinie zatrudnił się w Polskim Radiu jako pracownik techniczny. Zajmował się m.in. naprawą sprzętu nagraniowego, nadajnika, odbiornika itp. Miał smykałkę do wszelkich urządzeń, również akustycznych. Ale nie podobało mu się tam jedno – w Polskim Radiu trzeba było pracować w ściśle określonych godzinach, od 8 rano. A on był „wolnym duchem”. Taką swobodę dawało mu fotografowanie.
Jego przygoda z fotografowaniem zaczęła się już w młodości, czyli w czasie wojny. Niemcy zabronili posiadania aparatów fotograficznych, ale ponieważ mieszkał w leśniczówce na terenie Wielkopolski udawało mu się fotografować a nawet potajemnie wywoływać filmy w piwnicy. Po przybyciu do Szczecina nadal robił zdjęcia. Postanowił więc ze swojego hobby uczynić swój zawód – mówi Olga Iwanow, wnuczka.
Oprócz zdjęć w Szczecinie latem pracował sezonowo nad morzem – w Międzyzdrojach oraz w wielu innych miejscach Polski: w Tatrach i na Podhalu, gdzie robił zdjęcia uczniom i turystom. Jeździł z wycieczkami jako fotograf np. do ówczesnej Czechosłowacji (Praga, Karlowe Wary). Ale w latach 50-tych ubiegłego wieku miał już żonę i dzieci, a życie „wędrownego” fotografa nie dawało stabilizacji ekonomicznej oraz rodzinnej. Zdecydował się więc na stabilniejsze podejście do fotografii. Postanowił robić zdjęcia uczniom na zlecenie szczecińskich szkół. W tym czasie „fotki klasowe”, to była jedna z najpopularniejszych pamiątek z okresu edukacji w „podstawówkach”.
To był jego własny pomysł. Kompletnie nowatorski w latach 50 i 60 ub. w. Potrafił każde zdjęcie klasowe opatrzyć informacjami o numerze szkoły, klasy, dacie wykonania zdjęcia. Ile ich zrobił ? Na pewno w szkołach zrobił kilka tysięcy zdjęć – całych klas, całych roczników uczniów – dodaje córka fotografa.
„Omiotłem wzrokiem ściany i natychmiast przestałem się niecierpliwić, że jeszcze nie nadchodzi moja kolej do zajęcia miejsca przed okiem obiektywów i w świetle lamp studyjnych… Przyznam nawet, że z pewną niechęcią usłyszałem zaproszenie do zajęcia miejsca na stołku przed fotografem, albowiem na ścianach poczekalni można zobaczyć historię Szczecina i to takiego, który ja zapamiętałem z lat swojej młodości! Niby nic, a przecież rozpoznałem zdjęcie swojej szkoły podstawowej, z klasą „ósmą be”… ale to nie moi. Na zdjęciu obok – są! Tak, poznaję kolegów i klasę, w której się uczyłem. Powróciła mi pamięć chwil młodości, wręcz czułem atmosferę dnia, w którym fotografowano moją klasę” – wspominał na portalu Sedina.pl wizytę w zakładzie Stanisława Salamona jeden z mieszkańców Szczecina.
Fotografowanie uczniów oraz szkolnych uroczystości nie były jego jedynymi innowacyjnymi pomysłami. Stanisław Salamon lubił wspinać się na różne przeszkody, góry, drzewa. A Szczecin aż do późnych lat 60. był ciągle miastem pełnym ruin. Salomon postanowił wykorzystać więc niektóre z nich, wieże widokowe oraz nowe budynki z których dachów fotografował miasto.
Pomysł robienia zdjęć Szczecina z dachów wynikał z jego chęci obserwowania widoków z nietypowej perspektywy, chciał zdjęciem jak najwięcej objąć. Szczecin miał dużo budynków zniszczonych, na które można było się wspinać. Korzystał więc z okazji. Takie przyjemne z pożytecznym. Dzięki temu powstały nietypowe ujęcia, niespotykane spojrzenia na Szczecin, bardzo ciekawe i odkrywcze – zaznacza Olga Iwanow.
Dodaje, że dziadek najbardziej lubił fotografować przyrodę oraz portretować ludzi.
– Ale jego ulubionymi zdjęciami były portrety jego żony. Nie wiem czy żałował, że nie zrobił jakiegoś „jednego” konkretnego zdjęcia. Dziadek kojarzy mi się z aparatami fotograficznymi. Zawsze miał je przy sobie, jeden lub dwa. Jeździliśmy z nim na wycieczki, wakacje, czy różne wyjazdy. Pamiętam takie sytuacje kiedy jechaliśmy samochodem i musieliśmy się nagle zatrzymać na szosie, bo dziadek coś zauważył, coś go ujęło, zainteresowało. Musiał stanąć i zrobić zdjęcie np. jakiegoś wyjątkowego zachodu słońca, czy ciekawie podświetlonego drzewa, albo jakiejś ciekawej budowli – wspomina wnuczka.
Myślę, że od przyjazdu do Szczecina aż do śmierci zrobił kilkadziesiąt tysięcy zdjęć. Mieszkańców, uczniów, dokumentował odbudowę miasta, powstające nowe budynki, wycieczki, krajobrazy, sytuacje rodzinne, reportaże tematyczne, otwarcia nowych szkół m.in. tzw. Tysiąclatek (nazwa od propagandowej akcji władz PRL z 1966 roku – „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego” – przyp. aut.) i różnych obiektów itp. Był prawdziwym fotograficznym kronikarzem nie tylko miasta, ale i regionu – stwierdziła Marzenna Salamon.
W 1972 roku otrzymał lokal przy alei Wojska Polskiego 12, w którym urządził zakład fotograficzny „Minifot”. Początkowo funkcjonował on w ramach Spółdzielni Fotograficznej Foto-Studio, ale ostatecznie został sprywatyzowany. W „Minifocie” Salamon osiągnął spektakularny sukces – popularność oraz uznanie klientów.
Wynikało to z tego, że zdjęcia w „Minifocie” robione były najszybciej w Szczecinie. Na powierzchni 27 m² ówczesnego zakładu znajdowało się wszystko: ciemnia, atelier, przebieralnia, no i biurko. Na tej wyjątkowo małej powierzchni do działalności. Stąd też ta nazwa zakładu. Ponieważ właściciel był człowiekiem bardzo uzdolnionym, to zorganizował wszystko tak, że cały cykl robienia i obróbki zdjęć odbywał się „jak na taśmie produkcyjnej”. Jedna osoba fotografowała, druga wywoływała filmy i kopiowała zdjęcia w ciemni, kolejna osoba przed kopiowaniem retuszowała filmy itd. Zdjęcia „już w postaci papierowej” trzeba było jeszcze suszyć na specjalnych bębnach, potem obcinać itd. W ciągu kilka godzin od pstryknięcia można było odebrać gotowe zdjęcie. Przy dzisiejszej technologii cyfrowej dokonania dziadka były naprawdę niezwykłe Dotyczyło to oczywiście zdjęć czarno-białych. Mimo iż były to czasy, kiedy zbytnio nie szanowało się klientów, nasz zakład cieszył się bardzo dużym powodzeniem ponieważ wszystkie pracowniczki odnosiły się do klientów z szacunkiem i uśmiechem. Wyróżnialiśmy się też tym, że bez problemu przyjmowane były reklamacje, np. gdy klientce nie podobał się uśmiech na zdjęciu – wspomina Marzenna Salamon.
Witryna zakładu stała się swoistą najpopularniejszą uliczną galerią w Szczecinie. Pojawiały się w niej zdjęcia m.in. najpiękniejszych dziewczyn i kobiet stolicy Pomorza Zachodniego, dzieci, ślubne.
– Witryna zawsze przyciągała wzrok przechodniów. Dziadek nie miał zazwyczaj problemów, aby umieszczać w niej zdjęcia swoich klientów. Ludzie chętnie się na to zgadzali. Zdjęcie w tej galerii było pewnego rodzaju prestiżowym wydarzeniem, pewnego rodzaju wyróżnieniem towarzyskim. Tak to wtedy traktowano. Wielu przychodziło specjalnie po to, żeby sprawdzić czy w witrynie nie wisi ich zdjęcie. Inni szukali znajomych, rodzinę, wiedząc, że robili sobie w „Minifocie” zdjęcia. Czasami jednak dochodziło do dość nietypowych sytuacji kiedy fotografia w witrynie np. jakiejś atrakcyjnej dziewczyny wzbudzało zastrzeżenia jej chłopaka lub narzeczonego. Potrafił przyjść z awanturą, z groźbami żądając usunięcia jej zdjęcia z witryny. Często to wszystko działo się nawet bez jej wiedzy. No cóż, zazdrość… – opowiada Olga Iwanow.
Konrad Stanisław Salamon zmarł 12 lipca 2002 roku w Szczecinie, pozostawiając po sobie bezcenne archiwum fotografii, które stanowią ważną dokumentację historii naszego miasta.
Założony przez niego zakład istnieje do dziś. Najpierw prowadziła go córka fotografa. Teraz stery przejęła wnuczka kontynuując rodzinną tradycję.