Transgraniczny tuzin atrakcji

Meklemburgia-Pomorze Przednie – szybkie wyprawy na jeden dzień

 

Przed nami lato, czyli czas beztroskich wakacyjnych podróży. Jedni wybierają leniuchowanie na plaży, inni wypoczynek aktywny albo City Break. Według analiz i statystyk chętniej wybieramy krótkie, ale częstsze wyjazdy, dominują wypady weekendowe. Część osób z uwagi na ogrom obowiązków, albo ograniczone finanse, decyduje się na jednodniowe wypady. Właśnie tym z Państwa przychodzimy w sukurs.

Od ponad roku na łamach Prestiżu publikuję relacje z podróży po bliskim Szczecinowi landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie (MV). Na lato postanowiłem stworzyć swoisty ranking najciekawszych odwiedzonych miejsc. Powstała mapa części landu. Proszę spojrzeć to niemal lustrzane odbicie Pomorza Zachodniego – morze, pojezierze, spławne rzeki, zabytkowe miasteczka. Mam nadzieję, że zainspiruję Was do małych nieodległych podróży, pełnych niezwykłych emocji i atrakcji. Przed Państwem druga odsłona propozycji, które złożą się na Transgraniczny Tuzin Atrakcji.

Uwaga! Autor przemierza MV wyłącznie komunikacją publiczną. Wszystkie opisane miejsca oddalone są maksymalnie 2-3 godziny jazdy pociągiem lub/i autobusami od Szczecina. Podróż autem będzie jeszcze szybsza i prostsza.

W pierwszej części, którą opublikowaliśmy w lipcowym numerze zachęcaliśmy do odwiedzin w Muzeum Windjamerów w Barth (#1), polecaliśmy weekend na pół wyspie – pół raju czyli Fishland-Drass-Zingst (#2), odkrywaliśmy sekrety ruin Landes Vestekrone (#3), była niesamowita galeria rzeźb w szczerym polu pod Katzow (#4), straszno-piękne Alt Rhese (#5) oraz miasto idealne – Neustrelitz (#6).

Ruszamy!

 

PASEWALK (#7)

Nie, to nie pomyłka. To pozornie nieatrakcyjne miasteczko, odwiedzane przez szczecinian głównie celem zrobienia tanich zakupów w niemieckich dyskontach, może być celem atrakcyjnej jednodniowej wycieczki. Takie miejsca jak Pasewalk nazywam „miastami – ogrami”, bo tak jak te baśniowe stwory mają wiele warstw, a tym samym kilka skrywanych oblicz. Pierwsze spojrzenie pozwala zobaczyć tylko powierzchowność, prawdziwe trzeba dopiero odkryć. Miasto promuje się hasłem „Odkryj Pasewalk – Pasewalk entdecken”. Przypadek? Nie sądzę!

Starówka pod koniec II wojny światowej została niemal zmieciona z powierzchni ziemi, ale zachowała się średniowieczna urbanistyka. Niestety NRD-owscy planiści nie uszanowali pierzejowego charakteru zabudowy, za wyjątkiem odbudowanego w latach 50. XX wieku fragmentu przy Stettinerstraße, gdzie stanęły ciekawe kamienice o skromnych lecz szlachetnych ornamentach. W pozostałych kwartałach dominują ustawiane w poprzek ulic prefabrykowane bloki (Plattenbau). Szczytem NRD-owskiej brzydoty jest Nowy Rynek (Neumarkt) i próba stworzenia tam kameralnego klimatu starówki przy pomocy smutnych betonowych siermiężnych kloców. O tym jak bogate i urocze było to miasto świadczą nieliczne, dziś misternie odnowione, ostańce. Proszę zadrzeć głowę i spojrzeć na fantazyjne detale kamieniczek przy Marktstraße, Prenzlauerstraße albo Gartenstraße.

Przetrwały pokaźne fragmenty murów miejskie oraz gotyckich fortyfikacji, z których miasto słynie. Wzdłuż poprowadzono ponad dwukilometrowe corso (Ringstraße), który często prowadzi przy ogrodach prywatnych posesji, stając się niemal Arboretum. Do dziś zachwycają miejskie bramy – Młyńska (Mühlentor) i Przęcławska (Prenzlauer Tor) oraz baszty Prochowa (Pulverturm) i ta najbardziej znana „Kiek in de Mark” czyli „Patrz w Marchię”. Ta dziwna nazwa pochodzi od konieczności nieustannego zachowywania czujności przed możliwymi najazdami brandenburskimi. W bramie prowadzącej do Prenzlau utworzono kameralne muzeum z wystawą poświęconą kirasjerom i ekspozycją prezentującą twórczość znakomitego rysownika Paula Holtza. Miłośnicy 2. Królewskiego Pułku Kirasjerów im. Królowej Luizy koniecznie muszą jeszcze odwiedzić dawne koszary (Kürassier-Kaserne). W monumentalnych ceglanych gmachach działają dziś urzędy oraz Kulturzentrum Historisches U, ale dawne funkcje są czytelne.

Wracamy w obręb murów. Do „must see” należy XII-wieczny Kościół Świętego Mikołaja (St. Nikolai) – jedna z najstarszych świątyń Pomorza. Obok wznosi się niepozorny budynek z czterospadowym dachem – dawny książęcy Pałacyk Myśliwski z XVI wieku. Górująca nad miastem wieża Kościoła Mariackiego (St. Marien) jest współczesną rekonstrukcją, gdyż pierwotna zawaliła się w latach 80. XX wieku. Za to w tej części miasta można natrafić na enklawy oryginalnej zabudowy szachulcowej i ryglowej. Może Quedlinburg to to nie jest, ale można znaleźć naprawdę urokliwe zakątki i foto spoty (Große Kirchenstraße, Prenzlauerstraße, Grünstraße). Rynek, mimo braku widowiskowej zabudowy, jest przyjemnym i dobrze umeblowanym miejskim placem. Na środku tryska fontanna, a tuż obok stoi oryginalny karylion, który gra trzy razy dziennie ( 9.45, 14.45 oraz 17.45). Dzwony nie wybijają klasycznych melodii czy utworów religijnych, a wielkie przeboje muzyki popularnej (repertuar www.pasewalk.de).

Zawiedzie się ten, kto będzie oczekiwać podczas tej wyprawy kulinarnych zaskoczeń. Niestety tutejsza oferta gastronomiczna jest wyjątkowo skromna. Przy rynku działają dwa arabskie imbissy, kolejne odnajdziemy przy marketach, jak w każdym niemieckim miasteczku jest restauracja grecka oraz kilka pizzerii na dowóz (polecam Toni Pizza Service). Niedawno w dawnym ratuszu otwarto restaurację Mr & Mrs, a na wschodnim przedmieściu zaskakująco dobrą knajpę azjatycką (To Gao). Najciekawszym lokalem Pasewalku bez wątpliwości jest jednak restauracja „Alter Pasewalker Bierkeller” w dawnym Domu Komendanta (Kommandeurhaus), a dziś Hotelu „Villa Knobelsdorff”. Serwuje się tutaj typowe dania kuchni niemieckiej oraz… słynne już w średniowieczu, znane od 1385 roku, piwo „Pasenelle”. Chmielowe cudo warzone jest tylko dla nich według starej receptury przez stralsundzki browar Störtebeker.

Z atrakcji poza centrum warto odnotować Parowozownię – Lokschuppen Pasewalk. Na powierzchni ponad 40 000 m² zorganizowaną rewelacyjną wystawę techniki kolejowej. Na zewnątrz jest skansen, do którego niedawno trafił prawdziwy skład berlińskiego S-bahnu! Władze miasta od lat próbują uatrakcyjnić przepływającą przez miasto rzekę Randow, tak by stała się celem wodniaków. Wciąż bezskutecznie, pomimo, że kilka lat temu nad rzeką stworzono ciąg spacerowy, park rzeźb (dziś zaniedbany i zapomniany) oraz Centrum Ekologiczno-Kulturalno-Turystyczne oraz miejsca odpoczynku dla miłośników turystyki wodnej (OKUTZ/Wasserwanderrastplatz Pasewalk). W mieście działa także spore kąpielisko (Lindenbad), powstało na miejscu dawnego lazaretu, do którego trafił oślepiony histerią młody kapral Adolf Hitler. Podczas kilkumiesięcznego leczenia miał właśnie w Pasewalku podjąć decyzję, że zostanie politykiem (Ich aber beschloss Politiker zu werden), co opisał w rozpoczętym właśnie tutaj tomie „Mein Kampf”. Do końca wojny w tym miejscu istniało coś w rodzaju „sanktuarium” oraz ośrodka propagandowego.

WAREN AN DER MÜRITZ (#8)

Waren to perła MV – zachowane średniowieczne miasto i popularny kurort. Starówka położona jest widowiskowo między dwoma jeziorami – Tiefwarensee oraz Müritz, największym jeziorem Niemiec o powierzchni 117 km² (słynne jezioro Bodeńskie to akwen graniczny, do Niemiec należy jedynie jego cześć). Ma prawie 30 km długości, a poprowadzony dookoła niego szlak liczy ponad 100 km. Tuż obok znajdują się kolejne z tysiąca jezior Pojezierza Meklemburskiego (Mecklenburgische Seenplatte), często połączone ze sobą kanałami i przesmykami, czego dowodem jest oferta armatorów białej floty, którzy proponują rejsy nawet po siedmiu połączonych akwenach.

Historia Waren (Müritz) zaczyna się w początkach XII wieku. Miasto było rezydencją książąt Werle, a potem, aż do upadku dynastii, należało do książąt Mecklenburg-Schwerin. Przez setki lat, położone przy ważnym szlaku handlowym, miasto się bogaciło i rozwijało. Turystyka zdominowała Waren już w latach 30. XX wieku, a uzdrowiskowe jego walory sławił nawet, bawiący tu często, Theodor Fontane. Pisarz zachwycał się, że na hotelowym tarasie może jednocześnie czuć zapach pobliskich sosnowych lasów i wilgotną bryzę znad jeziora.

Przy rynku stoi kilka szachulcowych domów o bajecznych kolorach, a w parterach rzemieślnicze sklepiki i lokale gastro. W północnej pierzei mieści się Centrum Informacji Turystycznej, w którym można dowiedzieć się więcej nie tylko o samym mieście, ale też o atrakcjach Mecklenburgische Seenplatte. Nad rynkiem dominuje przeskalowana bryła ratusza, który zadziwia nie tylko rozmiarami, ale nietypową ornamentyką. Pochodzący z końca XVIII wieku gmach zbudowano w stylu… gotyku Tudorów. Osobliwe. Osią starówki jest Langestraße, handlowy deptak z zaskakująco bogatą ofertą. To chyba efekt, tego że to ulubiony (i bliski) kurort berlińczyków. Spacerując wąskimi uliczkami warto zadrzeć głowę i odnaleźć fantazyjne detale i zdobienia kamieniczek. Historyczną zabudowę oraz unikalne położenie doskonale widać z wysokiej na ponad 60 metrów wieży kościoła św. Marii (St. Marien). Bilet kosztuje tylko 2 €.

Z rynku w kierunku jeziora prowadzi Marktstraße, wieńczą ją świetnie pomyślane bulwary. Główki wejściowe do mariny pełnią funkcje ogólnodostępnego molo. Warto przejść się na koniec falochronów, by zobaczyć sylwetkę miasta, a widok to wyjątkowy – kaskadowo ułożone domy z czerwonymi dachami i pełnymi zieleni balkonami. Przy brzegu można znaleźć kawiarnie, restauracje i sklepiki z suwenirami, są także smażalnie oraz wędzarnie ryb. Intryguje liczba specjalistycznych sklepów i usług związanych z możliwościami jakie dają jeziora – to prawdziwy raj dla wędkarzy, żeglarzy, kempingowców, camperowców, ale też zwykłych miłośników marynistycznej mody. Nawet na Rugii czy Uznamie nie wiedziałem tylu fasonów w biało-granatowe pasy.

Z bulwaru wyruszają w rejsy statki białej floty (kolejne z nabrzeża przy okazałym spichlerzu). Ceny biletów, w zależności od długości trasy kształtują się między 15 a 25 €. Rozkład wodnych wycieczek można znaleźć na stronie armatora: www.weisse-flotte-mueritz.de. Poza obrębem starówki jest Müritzeum – multimedialne centrum edukacyjne Parku Narodowego (Müritz-Nationalpark) z akwarium i wieloma żywymi okazami (bilety 15/7.5€).

Do Waren łatwo dostać się pociągiem z wygodnymi i przesiadkami w Neubrandenburgu i Neustrelitz. Ze Szczecina to niespełna 3 godziny. Autem też najlepiej jechać przez Neubrandneburg (A20), a później regionalną szosą do samego kurortu nad Müritz.

ANKLAM + ANKLAMER STADTBRUCH + UECKERMÜNDE (#9)

To propozycja zasadniczo dla rowerzystów, choć wytrwali piechurzy też mogą dać radę, bo cała trasa liczy około 30 km, a to podobno idealny dystans na całodzienną wycieczkę. Oczywiście rzecz można podzielić na etapy albo wspomóc się pojazdem mechanicznym.

Jedziemy pociągiem (R4 – Stadttore Linie) lub autem do Anklam. Warto zajrzeć na starówkę, która w ostatnich latach przeszła zaskakującą metamorfozę – miliony euro z funduszu „przeobrażenia NRD w RFN” zrobiły swoje. Odbudowano znaczną część starówki, utworzono regularny rynek, wyremontowano niemal wszystkie elewacje, zmodernizowano drogi i ciągi piesze. I nie ma się co dziwić temu rozmachowi, bo Anklam to miasto „wysokich lotów”. To tutaj urodził się i eksperymentował nowożytny Ikar – Otto Lilienthal, czyli pierwszy człowiek, który wzbił się w powietrze za pomocą zaprojektowanego przez siebie szybowca. W mieście są dwa muzea jemu poświęcone – Otto Lilienthal Museum oraz Ikareum (w dawnym kościele św. Mikołaja – Nikolaikirche). Obok tego drugiego na ukończeniu jest okazały ośrodek, w którym zaplanowano m.in. interaktywną wystawę.

Podczas spaceru po mieście warto zobaczyć Kościół Mariacki, XIII-wieczny Gotische Giebelhaus, albo pozostałości miejskich fortyfikacji – Pulverturm (Baszta Prochowa) oraz Steintor z niewielkim muzeum prezentującym historię tego XIII-wiecznego pomorskiego, hanzeatyckiego grodu. Zupełnie inna, bo już neobarokowa, jest zabudowa okolic portu. Z bulwarów nad Pianą (Peene) świetnie widać wedutę miasta. W parku Miejskim znajduje się otwarty zwierzyniec, co stanowi atrakcję dla najmłodszych.

Wyruszamy rowerem za miasto (przez Bluthslusterstraße). Po przejechaniu przez industrialną część Anklam znajdziemy się w samym środku Peenetal czyli w dolinie (delcie) Piany. Niemcy nazywają Peenetal „Amazonią Północy”. Coś w tym jest… Początek unikatowego szlaku rowerowego stanowi zapora na kanale tuż przed osadą Kamp. Warto tam zajrzeć, bo z portu widać cudem zachowane przęsło podnoszonego mostu kolejowego w Karnin (dawna linia Berlin – Swinemünde). Stąd można przeprawić się małym promem na Uznam, my jednak skręcamy na tamie w Anklamer Stadtbruch (vel Anklamer Torfmoor). Co ciekawe, ten rezerwat „powstał” całkiem niedawno – przerwanie wałów powodziowych w 1995 roku doprowadziło do trwałego zalania sporych obszarów łąk i torfowisk w delcie Piany. Zbudowane w kolejnych latach wały powodziowe i groble dziś są szlakami turystycznymi (sezonowo, z uwagi na wysoki stan wód, mogą być zamykane lub ograniczane). Przyroda jaką tu zastajemy przypomina jakieś baśniowe światy, nie raz trzeba przetrzeć oczy, albo uszczypnąć się, by uwierzyć w to co się widzi. Trasa prowadzi wąskimi ścieżkami między rozlewiskami, bagnami, albo morzami… traw i trzcin. Przeraża i fascynuje jednocześnie suchy las (jak, skoro tyle tu wody?) dodatkowo zmasakrowany silnie żrącymi odchodami kormoranów. Klimat tego miejsca pozwolił na ponadnormatywny rozwój populacji… motyli. Niestety komarów także (sic!). Przejazd rowerem przez tę absolutnie fantastyczną krainę to maksymalnie dwie godziny.

W drodze do Ueckermünde warto zatrzymać się na kilka chwil w przepięknej, wręcz butikowej wiosce Mönkebude. Jest tu mały port jachtowy oraz urocza plaża, na cyplu działa restauracja.

Ueckermünde to kameralne miasteczko, znane szczecinianom głównie z ogrodu zoologicznego. Zanim wsiądziemy do pociągu, warto przespacerować się po starówce. Najciekawsze są kamienice przy samym rynku, warto też zobaczyć neobarokowy Kościół św. Marii (Marienkirche) oraz Zamek Książąt Pomorskich z „podejrzanie” znajomą ornamentyką. Gdy wystarczy czasu polecam zwiedzić kameralne muzeum. Na prawym brzegu Wkry znajduje się turystyczna dzielnica z mariną oraz plażą. W porcie jest przystanek kolejowy, skąd odjeżdżają pociągi do Pasewalku.

ROSTOCK – KTV (#10)

Rostock i jego nadbałtycka dzielnica Warnemünde to od dobrych kilku lat mój cel wycieczek–ucieczek, a to by gasić chandrę, utrzymać melancholię, albo potęgować radość. Mimo, że zabytki Rostocku nie mają tak wysokiej wartości jak wpisane na listę UNESCO starówki Wismaru czy Stralsundu to jest bardzo atrakcyjne miasto, szczególnie po kompleksowej rewitalizacji już po Zjednoczeniu Niemiec. Zachowało się tu lub odbudowano wiele cennych budowli – zdobnych kamienic, gotyckich świątyń, fortyfikacji oraz znakomitych gmachów użyteczności publicznej z przełomu XIX i XX wieku. Zaś za NRD dokonał się tu prawdziwy cud: otóż, nie spieprzono zbyt wiele... Mało tego socmodernistyczna zabudowa Langestrasse uchodzi za atrakcję, a „gotycki” wieżowiec za jeden z symboli Rostocku. By stworzyć przewodnik po Rostocku potrzebowałbym znacznie więcej miejsca na publikację, mniej więcej tyle ile wynosi cały numer pisma. Postanowiłem jednak umieścić miasto w tym zestawieniu, ale przywołać jedynie dwie nieoczywiste atrakcje. Co nie znaczy, że nie rekomenduję klasycznego poznawania miasta – zapewniam, warto!

Starówka to reprezentacyjna część Rostocku, ale tzw. prawdziwe życie toczy się w dzielnicy obok – Kröpeliner-Tor-Vorstadt (w skrócie KTV), czyli Przemieście przed Bramą „Kröpelińską” (brak słowiańskiej nazwy miasteczka Kröpelin, od którego brama wzięła nazwę). Zabudowa rostockiej Szeneviertel to proste, dwu lub trzypiętrowe kamienice czynszowe, raczej bez architektonicznych szaleństw. Atmosfera KTV przypomina alternatywny berliński Kreuzberg albo Prenzlauerberg. Pełno tu knajp, restauracji i otwartych do późna Kiosków (Späti), gwarantujących „wyskokowy” klimat do późnych godzin wieczornych. Sercem Kiezu jest Doberanerplatz oraz skwer nazwany Brink (z dolnoniemieckiego skraj, kraniec), ale najwięcej „dzieje się” wokół Margaretenplatz oraz Waldemarstraße. Są tu bary, pracownie artystyczne, galerie, albo niewielkie rzemieślnicze sklepiki. To w KTV znajduje się duży kampus Universität Rostock, Teatr Miejski (Volkstheater), słynny Browar Hanzeatycki (Hanseatische Brauerei) warzący cudownego Rostockera, Hellingkran czyli monstrualny dźwigozaur z dawnej stoczni służący jako platforma widokowa, jest także popularna sala koncertowa Peter Weiss Haus. Partery kamienic przed graffciarzami chroni… graffiti. Serio! Mieszkańcy by uniknąć przypadkowych gryzmołów zapraszają artystów, by malowali na elewacjach… obrazy. Pełnowymiarowe murale nie są już niszczone przez kolejnych amatorów puszek ze sprayem! Sprytne i praktyczne. Są momenty, że po KTV spaceruje się jak po galerii sztuki współczesnej, a niektóre z obrazów to prawdziwe dzieła sztuki. Spostrzegawczy znajdą tu także kilka budynków ozdobionych niczym dzieła Gaudiego czy Hundertwassera, ale spokojnie, to także efekty współczesnego Street Art. KTV zaskakuje na każdym kroku. Przewodnika czy mapy nie trzeba. Tutaj najważniejsza jest atmosfera.

ROSTOCK – SCHIFFFAHRTSMUSEUM (#11)

Druga z atrakcji Rostocku, którą chcę szczerze zarekomendować to absolutnie najwspanialsze muzeum morskie, w jakim kiedykolwiek byłem. Schifffahrtsmuseum (tak, 3 x „f”) mieści się na pokładzie ważącego 10 000 ton frachtowca m/s „Dresden”, zbudowanego w połowie lat 50. XX wieku w stoczni Warnowwerft Warnemünde. To jedyna zachowana jednostka typu IV okrętów niemieckiej kompanii żeglugowej VEB Deutsche Seereederei. Od 1970 roku pełni funkcję statku-muzeum.

Kilka lat temu, niewyobrażalnie olbrzymim nakładem pracy i środków finansowych, wystawy zostały opracowane i właściwie zbudowane na nowo. Muzeum składa się z trzech części – są sale wystaw czasowych (do połowy 2026 roku: Piraci – mit a rzeczywistość), ekspozycja stałej oraz zachowane wnętrza jednostki. To stanowi o sile tego miejsca – tu nic nie trzeba udawać, nie trzeba budować scenografii – jesteśmy przecież na statku! Wszędzie można zajrzeć – kajuta, mesa, kambuza, pentra, mostek kapitański, a nawet toalety czy prysznice. Przy pomocy świateł świetnie pokazano maszynownię. Dla zwiedzających dostępne są wszystkie pokłady oraz zewnętrzne przestrzenie. Można wejść na skrzydła, rufę i dziób. Ze wszystkich tych miejsc rozciąga się fascynujący widok na rostocki port.

Wystawa stała to absolutnie prawdziwa muzealna petarda! Jej pierwszą część poświęcono morskiej historii hanzeatyckiego Rostocku, która jest ściśle związana z budową statków i żeglugą od momentu założenia miasta w 1218 roku. Wystawa zgłębia rozwój przemysłu stoczniowego, koncentrując się na klientach, projektach i stoczniach, a także analizuje przyczyny wzrostu i upadku gospodarki morskiej. Zwiedzający muzeum poznają ciekawe fakty dotyczące żeglugi, w tym pierwsze szlaki morskie, nawigację, regionalne towary handlowe i załogi statków. Jest ekspozycja poświecona morskiej historii NRD, a także systemom radiowym, rybołówstwu dalekomorskiemu i lotnictwu morskiemu. Jedną z atrakcji, uwielbianą nie tylko przez najmłodszych (sic!) jest Miniport, gdzie w wielkim basenie można pilotować modele statków. Multimedialna podróż muzeum przez regionalną historię morską jest wspierana przez najnowsze i najbardziej innowacyjne technologie multimedialne oraz rzeczywistość rozszerzoną i technologie awatarów. Są także cenne eksponaty, zachwycające modele żaglowców, statków, a nawet kolekcja etnograficzna z obiektami jakie marynarze przywozili do macierzystego portu.

Schifffahrtsmuseum i m/s „Dresden” znajdziecie na nabrzeżu IGA Parku. Z centrum dojeżdża tu S-Bahn, wysiadamy na Rostock-Lütten Klein. A do samego Rostocku ze Szczecina podróż pociągiem trwa około 3 godzin. Podobnie autem – A20. Noclegi w mieście są relatywnie tanie.

GREIFSWALD & STRALSUND (#12)

Nieustannie mnie dziwi jak niewielu szczecinian zna Stralsund i Greifswald. Unikatowe dupolis jest zasadniczo najbliższymi stolicy Pomorza Zachodniego dużymi niemieckimi miastami. Obecnie z przyczyn obiektywnych nieco odległe kulturowo, ale niespełna sto lat temu będące ze Szczecinem w symbiozie i uzupełniającej się bliskości, szczególnie Greifswald. Miasta przez wieki znajdowały się w tym samym księstwie, a później prowincji i Reichsgau. Pociągiem można tu dotrzeć w niespełna 2 godziny, autem jeszcze szybciej (autostrada A20). Na zwiedzenie obu miast wystarczy intensywny weekend. Można wziąć nocleg lub rozbić ich poznawanie na dwie wizyty.

Zaczynamy od mniejszego Greifswaldu. W 1456 roku to właśnie tu z inicjatywy Księcia Warcisława IX powołano Universitas Gryphiswaldensis (vel Academia Gryphica). Uchodzi za jeden z najstarszych w Europie uniwersytetów, a z pewnością pierwszy nad Bałtykiem. To była kuźnia talentów i intelektualistów dawnego księstwa, a później Prowincji Pomeranii. Współczesna uczelnia ma dobrą renomę, w światowym rankingu Times Higher Education znajduje się w segmencie 401+, dla porównania Uniwersytet Szczeciński w tym samym rankingu uplasował się w grupie 1501+. Duża uczelnia i około 12 tysięcy studentów gwarantuje, że niespełna 60 tysięczny Greifswald nie jest sennym miasteczkiem, szczególnie pod względem oferty kulturalnej. Oczywiście latem akademickiego życia nie sposób uświadczyć, ale uroku i atmosfery miasta owszem.

Serce Greifswaldu bije na przestronnym rynku z niezwykle cennymi gotyckimi kamienicami oraz datowanym na XIII wiek, dziś neobarokowym, ratuszem. Z rynku świetnie widać wysokie wieże kościołów, a te mają dla mieszkańców szczególne znaczenie, nadali im nawet przydomki. Największa i najwyższa Katedra św. Mikołaja to Długi Mikuś (Lange Nikolaus), niewielki św. Jakub to Mały Kuba (Kleinen Jakob), a stojący na północno-wschodnim krańcu starówki Kościół Mariacki to Gruba Maria (Dicke Marie). Koniecznie trzeba wspiąć się na wieżę Długiego Mikołaja (60 metrów, 262 schody) skąd widać starówkę, zatokę Greifswaldzką oraz Rugię. Koniecznie trzeba zajrzeć do Grubej Maryśki by zobaczyć osobliwe malowidło przedstawiające blisko sześciometrowego wieloryba. Obraz powstał „niezwłocznie i na pamiątkę” niecodziennej wizyty morskiego olbrzyma, który utknął w 1545 roku na mieliźnie u wybrzeża Wiecku (dziś dzielnica miasta). Malunek w kościele miał być wotum przestraszonych tym faktem mieszkańców w intencji błagalnej i dziękczynnej. Warto zboczyć z rynku i głównego traktu jaki wyznacza handlowa ulica Długa (Langestraße). Przy każdej z wąskich uliczek znajdziemy zabytkowe domy mieszkalne, a także bogato zdobione gmachy publiczne, ze szczególnym uwzględnieniem Rektoratu i pomnikiem jego założyciela Roberta Heinricha Rubenowa na okazałym placu. Warto zobaczyć eklektyczny Jahn-Gymnasium Haus, budynki Kampusu (z okazałym planetarium), albo rozrzeźbioną fasadę książnicy – Stadtbibliothek Hans Fallada. Na wielu domach można wypatrzyć tabliczki z nazwiskami profesorów uniwersyteckich, co tworzy intrygującą akademicką kronikę miasta.

Warto zajść do portu, gdzie przy nabrzeżach cumują dziesiątki zabytkowych old timerów. W ciepłych miesiącach w porcie działa kilka fajnych knajp, można tu także skosztować słynnej bułki ze śledziem. W północnej części dzielnicy portowej przy marinie jachtową zbudowano bajecznie kolorowe domy, żywcem wyjęte ze skandynawskich miasteczek. To obowiązkowy foto spot.

Zabudowa części starówki przy porcie może rozczarować, ale zapewniam, że warto jej poświecić chwilę. To NRD-owskie Plattenbau, ale stylizowane na historyczne style architektoniczne. Betonowe bloki gotyckie, albo te z renesansowymi szczytami są osobliwą atrakcją miasta. Obowiązkowym punktem wizyty w Greifswaldzie musi być Pommersches Landesmuseum, gdzie można wnikliwie poznać dzieje Księstwa Pomorskiego. Można tu zobaczyć książęce regalia, albo oryginał Opony Croya (w Szczecinie jest kopia). Do PLM pod koniec lat 90. XX wieku trafiła kolekcja dawnego Stadtmuseum Stettin, zobaczymy tu więc słynną „Aleję do Arles” Vincenta van Gogha czy obrazy Caspara Davida Friedricha. No właśnie…

Romantyczny malarz jest najsłynniejszym synem miasta. W domu rodzinnym Friedrichów koło katedry działa CDF Zentrum z ekspozycją stałą, w pobliżu jest pomnik (Lappstraße), są także świetnie oznakowane trasy spacerowe. Postać Friedricha prowadzi nas na wybrzeże Bałtyku (Ostsee) i oczywiście do słynnych ruin klasztoru w Eldenie. To miejsce magiczne i nieopisywalnie piękne. Szczecinianie mogą tu oddać hołd swojej „ulubionej” księżnej – Annie Jagiellonce. Tablica nagrobna mieści się na północnej ścianie klasztoru. Polecam także spacer po plaży i rybackiej dzielnicy Wieck. Nie ma tu otwartego morza, ale płytka i zazwyczaj spokojna zatoka. Trzeba zobaczyć drewniany zwodzony most, z wciąż działającymi ręcznymi mechanizmami opuszczania przęseł. Przyjemnie jest na pirsie za tamą, skąd widać już Rugię. W Wiecku działa sporo restauracji oraz barów (także rybnych). A zachody słońca są tu zjawiskowe…

Stało się to czego się obawiałem… Opowieść o Greifswaldzie zajęła tyle miejsca, że na snucie klechdy o Stralsundzie nie ma szans. Ale mam pomysł! Obiecuję, że niebawem na łamach Prestiżu opublikujemy obszerny bedeker o tym zjawiskowym miejscu, a tymczasem, polecę Państwu dwa sposoby zwiedzania Stralsundu. Do pierwszego będziemy potrzebowali mapy miasta (Centrum Informacji jest w Rynku) oraz zakreślacza lub długopisu. Pamiętacie Pac Mana? Tak! Zadanie polega na przejściu wszystkich uliczek starówki i odpowiedniego zaznaczenia trasy na mapie. Drugi sposób poznania Stralsundu zasadniczo jest podobny, tylko nie używamy mapy i po prostu gubimy się w tym zjawiskowym mieście… Stralsund Krakowem Północy! Będziecie zachwyceni! Nawet bez przewodnika…

Do Greifswaldu łatwo dotrzeć pociągiem R4 Statdtore Linie z przesiadką w Pasewalku. W sezonie, gdy kursują dodatkowe składy, podróż trwa niespełna 2 godziny, po sezonie kilkanaście minut dłużej. Z Greifswaldu do Stralsundu jedzie się jedynie 20 minut. Jeśli ktoś chce poznać uroki miast po zachodzie słońca, to mała podpowiedź – z Greifswaldu do Szczecina codziennie kursuje wieczorny Flixbus – odjazd z ZOB ok. 22.00.

Prestiż  
Sierpień 2025