Wojtek Wirwicki

Słowa mają moc

 

Wszystko zaczęło się od pomysłu, który dwadzieścia lat temu wydawał się być bardziej hobby niż biznesowym przedsięwzięciem. Dziś wSzczecinie.pl to jedno z najważniejszych lokalnych mediów w regionie – codziennie odwiedzane przez dziesiątki tysięcy użytkowników, niezależne i nowoczesne. Wojciech Wirwicki, jego twórca, opowiada o tym, jak z imprez w garażu zrodził się portal, który nadaje ton informacyjnej strefie naszego miasta.

Z Wojtkiem znamy się od lat i sympatyzujemy ze sobą zawodowo. Kiedy on z kolegami z liceum tworzył podwaliny pod jeden z najlepszych lokalnych serwisów informacyjnych ja jako początkująca dziennikarka marzyłam o lokalnym piśmie lajfstajlowym. Początki wSzczecinie.pl to rok 2005, Prestiż – pierwsze lokalne, bezpłatne pismo w Polsce powstało w 2008 roku. Po dwóch dekadach spotkaliśmy się, a okazją do tego była okrągła rocznica wSzczecinie.pl. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że odnieśliśmy sukces, chociaż obydwoje nie lubimy tego określenia. Co nas łączy? Na pewno upór, konsekwencja, jasno postawiony cel i wiara w dobry dziennikarski kontent. Co nas dzieli? To, co dzieli papier i internet, ale jak się okazuje podobieństw jest więcej niż różnic.

Zacznijmy od początku. wSzczecinie.pl, to biznesowy cel, czy raczej szczęśliwy zbieg okoliczności?

Na pewno na początku nie było żadnego biznesplanu (śmiech). Zaczęło się od pasji i od wiary w Internet (to 20 lat temu nie było takie oczywiste). Kończyłem wtedy LO9, mieszkałem w Szczecinie i zaobserwowałem, że ludziom brakuje nowoczesnego medium, które zbierałoby rzetelnie wszystkie informacje o mieście. Ważna była użyteczność – ludzie narzekali, że nic się w tym mieście nie dzieje, a to nie była prawda. Działo się, ale brakowało miejsca agregującego informacje o tym, co można robić w wolnym czasie. Początkowo robiliśmy to hobbystycznie, redakcja liczyła kilkanaście osób, w zasadzie znajomych. Każdy pisał miesięcznie maksymalnie kilka teksów. Za wejściówki. Tak, rozliczaliśmy się z współpracownikami barterowo, ale bon do klubu czy wejściówki na ciekawe wydarzenia były dla studentów nie lada gratką Spotykaliśmy się wtedy w garażu u kolegi na Pomorzanach. Przez te 20 lat przeszliśmy długą drogę od małego projektu, do największego lokalnego portalu informacyjnego w regionie. , który nie tylko relacjonuje wydarzenia, ale też organizuje własne akcje, w tym debaty, które wpływają na decyzje podejmowane w mieście

Kiedy poczułeś, że to już coś poważnego, a nie tylko projekt po godzinach?

Chyba w momencie, gdy zobaczyliśmy, że ludzie zaczynają traktować nas jako główne źródło informacji. Kiedy inni dziennikarze już nie patrzyli na nas jak na grupkę szalonych dzieci, a dzwonili, pytali o coś, cytowali nas, a o temacie rozpoczętym u nas mówiło całe miasto. Wtedy dotarło do mnie, że mamy realny wpływ na Szczecin. To był przełom – wtedy postanowiliśmy, że zrobimy to profesjonalnie.

A jaka była dokładnie twoja rola w tym przedsięwzięciu?

To były lata dwutysięczne, czas startupów. Przeważnie zakładanych przez 2 osoby: przez programistę i kogoś od marketingu. Grzegorz Szukalski (współzałożyciel wSzczecinie.pl) na początku był programistą (do dziś jest najlepszym fachowcem, jakiego znam), ja byłem tym od wizji i promocji. Przy udziale całego zespołu chciałem wymyślić portal, który będzie pomagał użytkownikom. Grzesiu zaprogramował zaawansowaną wyszukiwarkę, dzięki której można było sprawdzić np. jaka restauracja, serwująca kuchnię grecką jest w danym momencie otwarta. To trochę wyprzedzało czasy.

 

Jak wygląda dziś redakcja wSzczecinie.pl?

To dalej kilkanaście osób, ale już w pełni zaangażowanych w portal. Dziennikarze Agnieszka, Karolina, Maja, Marcin i Andrzej pracują z biura przy ul. Pocztowej. Każdy ma swoją tematykę, w której się specjalizuje. Drugi filar to operatorzy i montażyści, bo portal mocno stawia na treści wideo. Oni przeważnie pracują zdalnie. Oprócz tego jest masa osób, które są naszymi współpracownikami. Już nie spotykamy się w garażu, a redakcję mamy w kamienicy z 1906 r., z zachowanymi przedwojennymi elementami. To też nas wyróżnia, bo nie tylko piszemy o historii naszego miasta, ale sami staramy się dawać dobry przykład, zachowując oryginalne wnętrza. Odwiedzają nas nawet czasem wycieczki z przewodnikiem, aby zobaczyć oryginalne przedwojenne piece kaflowe, poddane profesjonalnej renowacji.

Ludzie mają dziś ogromny wybór mediów. Jak zdobyć lokalnego odbiorcę?

To jest najtrudniejsze. Pamiętaj, że my konkurujemy nie tylko z innymi lokalnymi mediami, ale właściwie z całym internetem. Dlatego stawiamy na szybkość i jakość. Staramy się być pierwsi, ale bez kompromisu w wiarygodności. Najważniejsze są jednak unikalne treści. Nie bazujemy tylko na komunikatach prasowych (które przecież dostają wszystkie media), ale każdy dzień zaczynamy od co najmniej jednego autorskiego tematu, który jest tylko u nas. I to nie jest krótki news, a dłuższa, poszerzona informacja, często reportaż. 20 lat temu Internet nie kojarzył się poważnie. Naszą ambicją od samego początku było, żeby w Internecie była treść jakościowo nie gorsza niż w tradycyjnych mediach drukowanych.

A jak znosisz hejt po opublikowaniu kontrowersyjnego tematu?

Im coś jest większe, tym więcej komentarzy i hejtu generuje. Najważniejsze to działać w zgodzie z własnym sumieniem i pokazywać szeroko życie miasta. Zawsze w Internecie podobało mi się to, że każdy może zabrać głos, lubię czytać komentarze od czytelników, bo pokazują różne punkty widzenia. Mnogość komentarzy jest równoznaczna z ogromnym zasięgiem, jaki mamy. Problemem faktycznie jest ogromna ilość botów, które umieszczają komentarze nie na temat.

A jak się czujesz, gdy widzisz, że wasze materiały cytują ogólnopolskie media?

To ogromna satysfakcja, kiedy lokalne medium może coś „wyłapać”, „wygenerować temat”, a potem mówi o tym cala Polska.

Wróćmy na chwilę do początków. Dwadzieścia lat temu internet wyglądał zupełnie inaczej.

Wtedy jeszcze dominowała prasa, radio, telewizja. Internet dopiero raczkował. Podczas wakacji oglądalność drastycznie spadała (nie było Internetu w telefonie), a pierwsi klienci krzywo na nas patrzyli, kiedy przekonywaliśmy ich, że reklama w Internecie jest najbardziej mierzalna. Jeśli nie mogli „pomacać” swojej wydrukowanej reklamy to nie byli w stanie w nią uwierzyć. Trzeba było wytrwać kilka lat, teraz wszystko się zmieniło.

I tu nawiązujemy do misji dziennikarstwa.

Dokładnie. Media w ostatnim czasie bardzo się zmieniły. Odbiorcy przyzwyczaili się, że dane medium reprezentuje ich światopogląd, a inne jest wrogie, bo reprezentuje światopogląd innej opcji. My wychodzimy z założenia, że rolą mediów jest pokazanie obu stron, a już sam czytelnik ma wyciągnąć wnioski. Chcemy być też prawdziwą czwartą władzą, ale nie taką którą, narzuca własny punkt widzenia. Organizujemy debaty, na które zapraszamy specjalistów. Najlepszym przykładem jest tu „Archiwolta”, wymyślona przez Aleksandrę Kopińską-Szykuć. To właśnie na jedno z takich spotkań przyszli architekci, którzy przekonali na naszym wydarzeniu wiceprezydenta, że bulwary u Stóp Wałów Chrobrego to na tyle ważne miejsce, że powinien zostać ogłoszony konkurs architektoniczny.

Mój dzień zaczyna się od kawy i przeglądu prasy. WSzczecinie.pl stawiam na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o informacje lokalne – cenię was za szybkość, elastyczność i coraz większą opiniotwórczość. Widać wasza ewolucję. Swoją drogą – czytasz Prestiż?

Przeglądam (śmiech). Bardzo podoba mi się to, co robicie. Macie dopracowany całokształt. U was tekst jest dobrze zilustrowany, ładnie złożony. Prestiż jest też pięknie wydany, świetnie dystrybuowany. I, co ważne, macie klientów, którzy są naprawdę dumni, że mogą się w nim pojawić. To wasz ogromny sukces.

Oczywiście dziś Prestiż nie istnieje bez zaplecza cyfrowego. Ale faktycznie to, co jest w druku, staje się takie… unikatowe (śmiech).

Macie sporo materiałów, które żyją też w internecie – niektóre wręcz wiralowo. Robicie to świetnie.

Dziękuję! Wiesz zawsze uważałam, że podstawą jest człowiek i jego myśl twórcza, że tak się górnolotnie wyrażę. Staram się zgromadzić wokół siebie dobrych warsztatowo dziennikarzy, felietonistów. To nasza siła. I także wasza.

Zawsze uważałem, że do podstawa dobrego medium. Dobrzy fachowcy. I to coś, w co ja też mocno inwestuję. Zobacz, ile mamy punktów wspólnych. Wierzę w prawdziwe dziennikarstwo – obiektywne, rzetelne. Nie piszą dla nas boty. Najważniejsze jest pokazanie emocji i zgłębienie tematu (wyjaśnienie czytelnikowi w prosty sposób o co chodzi w bardziej złożonym zagadnieniu). To może dać tylko człowiek.

Zgadzam się w stu procentach. Widzę też, że wSzczecinie.pl ma ambicje polityczne. Kiedy przyszła do ciebie myśl, żeby wejść w ten obszar?

Polityka to trudny temat. Elektryzuje ludzi, ale paradoksalnie wcale nie generuje wielkich zasięgów. traktujemy to jako część naszej misji. Bo to politycy – niezależnie, czy ich lubimy, czy nie – decydują o mieście, w którym żyjemy. Warto wiedzieć, co mają do powiedzenia. I warto mieć świadomość, jak ich decyzje mają duży wpływ na nasze życie. Staramy się przybliżyć polityków mieszkańcom. Przychodzą oni do naszego studia (w rozmowie z nimi biorą udział nasi czytelnicy poprzez komentarze, umieszczane pod livestreamem). Ale też zawsze przy wyborach organizujemy dużą debatę – event w Kaskadzie. Uważamy, że politycy nie powinni być zamykani w studiu telewizyjnym. Powinni wyjść do ludzi, skonfrontować się z nimi w dynamicznej formule.

Dobrze by było, żeby jeszcze częściej mówili prawdę, a nie wygodne dla nich półprawdy. Nie tak dawno rozmawiałam z Adamem Zadwornym (redaktorem Gazety Wyborczej przyp. red.) o prawdzie w dziennikarstwie. Powiedział mi wtedy coś w sumie oczywistego, ale i bardzo ważnego: że powinniśmy być jak najbliżej prawdy, choć nie wszystko możemy i powinniśmy publikować. Zgadzasz się z tym?

W pełni. Staramy się być jak najbliżej prawdy, pokazując różne punkty widzenia. Nie interpretujemy jej – pokazujemy, jak jest. Każdy może sam wyciągnąć wnioski. To też poszerza horyzonty. My wiedzieliśmy, że jeśli chcemy się rozwijać, musimy zapraszać do rozmów czołowych polityków. To był duży krok, ale dzięki temu staliśmy się rozpoznawalni i cytowani. Wtedy właśnie pojawił się pomysł na współpracę z Michałem Kaczmarkiem. Kojarzył się z polityką, był rozpoznawalny, pracował wcześniej w telewizji. I przede wszystkim miał świeżość. Internet to nie telewizja. Tutaj trzeba działać inaczej, być bliżej widza/czytelnika.

Michał potrafi dziennikarsko ogarnąć polityków, co łatwe nie jest i za co go podziwiam.

To prawda. Michał to świetny dziennikarz. naprawdę żyje tym, co robi. Kiedy Michał zakończył współpracę z jednym z tygodników, uznałem, że to idealny moment, żeby do niego zapukać. Zapytałem, czy nie chciałby poprowadzić u nas rozmów wideo. Wiedzieliśmy, że to będzie wyzwanie, ale też szansa. Telewizję ogląda coraz mniej osób, radio też traci – a internet z formą wideo to przyszłość. Michał się zgodził – choć wtedy nie wierzył, że to się tak rozwinie. Dziś to ważna część naszego portalu.

Wierzysz w moc słowa?

Oczywiście! Słowo ma siłę i moc – i od słowa wszystko się zaczyna.

Dobrze powiedziane. Wracając do tego czym są współczesne media, to znakiem czasów jest ich przenikanie się.

My zawsze staramy się dopasować formę do treści. Jeśli to historia emocjonalna, to obraz niesie emocje i wtedy przychodzimy z kamerą. Ale gdy mówimy o inwestycjach, liczbach – wtedy liczy się precyzja słowa i tam stawiamy na tekst. Na przykład nasz cykl spacerów po osiedlach, realizowany przez Karolinę i Marcina, który jest absolutnym hitem oglądalności to taka forma mieszana – mieszkańcy oprowadzają nas po swoich dzielnicach – z naprawdę długiego spaceru powstaje skondensowany artykuł, bogato ilustrowany zdjęciami.

My też robimy przegląd dzielnic, tylko na papierze. (śmiech)

Mamy dużo podobnych pomysłów, tylko realizujemy je w inny sposób. Wy macie inne nośniki, ja bardziej stawiam na obraz.

I to jest dobre, bo pokazujemy różnorodność pokazu.

Dokładnie. A o czym mają pisać media lokalne, jeśli nie o tym, co dzieje się na przykład w dzielnicach?

To prawda. Zmieniając temat. Ja już nieco zwalniam, coraz częściej deleguje zadania. Nie czujesz się czasem zmęczony ta gonitwą, presją czasu, licznymi obowiązkami?

Cały czas planuję zwolnić, ale jakoś mi nie wychodzi. (śmiech) Cały czas pojawiają się nowe pomysły, lubimy sobie w zespole stawiać wyzwania. Ostatnio postanowiliśmy zrobić telewizję śniadaniową. I zrobiliśmy. Ale mam swoją przestrzeń bez pracy. To moje dzieci i czas z nimi, a niesamowite jest patrzeć, jak rosną, chłoną świat. To daje mi ogromną radość.

Dla mnie punktem zwrotnym było macierzyństwo. Urodziłam synka późno i wtedy wszystko mocno się zmieniło. Musiało! (śmiech)

Znam to uczucie. Kiedy odprowadzam synka do przedszkola, nie „odpalam” smartfona, dopóki go nie zostawię. Najgorsze, co można zrobić, to prowadzić dziecko i ciągle zerkać w ekran. Staram się tego unikać.

Jak widzisz przyszłość wSzczecinie.pl?

Chcę po prostu utrzymać to, co już mamy. Aktualności, autorskie tematy i coraz więcej cykli wideo – takie VOD w wydaniu lokalnym. Do tego akcje specjalne takie jak nasze najnowsze "dziecko", czyli telewizja śniadaniowa – „Hej Szczecin! Jest piątek!”

Czego mogę Wam życzyć z okazji jubileuszu?

Aby Szczecin dalej się rozwijał, żeby nie brakowało nam fajnych tematów. Zwłaszcza tych pozytywnych, żebyśmy mogli jak najczęściej pokazywać, że Szczecin się zmienia i jest wspaniałym miejscem do życia.

Prestiż  
Grudzień 2025