Sylwia Majdan, Kasia Bujakiewicz
Dwie kobiety, dwa światy, jedna więź
Sylwia Majdan, Kasia Bujakiewicz
Dwie kobiety, dwa światy, jedna więź
Choć każda z nich od lat idzie własną zawodową ścieżką, to gdy siadają obok siebie, od razu czuć tę charakterystyczną energię ludzi, którzy rozumieją się bez słów. Projektantkę mody Sylwię Majdan i aktorkę Katarzynę Bujakiewicz łączy przyjaźń, która przetrwała blaski i cienie show-biznesu, zmiany w życiu i kolejne etapy dorastania. W naszej rozmowie te dwie charyzmatyczne kobiety opowiadają nie tylko o pracy i pasjach, ale przede wszystkim o relacji, która – jak same mówią – jest dla nich bezpieczną przystanią, źródłem siły i najlepszym pretekstem do śmiechu, który słychać jeszcze długo po wyłączeniu dyktafonu.

Jak się poznałyście?
Sylwia: Poznałyśmy się w dwóch różnych momentach życia. Ja szczęśliwie zakochana, Kasia w kryzysie. Wpadłyśmy na siebie w Radissonie po ćwiczeniach, schodziłam do szatni i zobaczyłam piękną blondynę całą we łzach po rozstaniu. Pogadałyśmy chwilę i więź zbudowała się natychmiast. Dałam jej namiar do siebie, gdyby potrzebowała pogadać, no i zadzwoniła! Do dziś zaczynamy i kończymy dzień razem. Miałyśmy drobną przerwę, która pokazała nam tak naprawdę, jak ważne dla siebie jesteśmy i że prawdziwa przyjaźń przetrwa też takie momenty.
Kasia: Dokładnie pamiętam tę scenę. Chodziłam wtedy na siłownię do hotelu Radisson – były to lata 90., chyba 1998 albo 1999 rok. Zdarzyło się to świeżo po rozstaniu z moim szczecińskim partnerem i byłam zwyczajnie smutna. Po treningu zawsze szłam do sauny, spotykałam tam różne dziewczyny i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Pamiętam, że akurat pojawił się temat rozstań. Sylwia właśnie wychodziła z sauny, zbierała się… Spojrzała mi w oczy i po prostu dała mi swój numer telefonu. Piętnaście minut po wyjściu z siłowni już do niej dzwoniłam. Chwilę później byłyśmy na pierwszej kawie, potem na drugiej… I tak to się zaczęło. Przez długi czas dzwoniłyśmy do siebie od rana: „O której śniadanie?”, „O której obiad?”, „Jakie masz plany?”. Ona była wtedy jeszcze w związku małżeńskim z Radkiem, więc czasem musiałam się trochę „przepychać”, ale wiadomo – piłkarze dużo wyjeżdżali. Wydaje mi się, że spędzałam z nią więcej czasu niż ona z ówczesnym mężem.
Czy zdarza się Wam czasem pokłócić?
Sylwia: Raczej posprzeczać. Potrafimy rozmawiać i wyjaśniać na bieżąco. Jesteśmy ze sobą zawsze szczere, a prawda czasem boli. Jeśli czujemy się z czymś źle, dajemy sobie znać, nigdy świadomie nie sprawimy sobie przykrości.
Kasia: Oczywiście! Przecież my byłyśmy dzieciakami, kiedy się poznałyśmy. Zdobywałyśmy świat, każda w swoim tempie, rytmie i w swojej przestrzeni. Nieporozumienia, niedopowiedzenia były naturalne. Poza tym przeżyłam z Sylwią jeden z trudniejszych etapów jej życia – rozwód. Nie byłam psychologiem ani psychiatrą, nie wiedziałam do końca, jak reagować na jej emocje. Nasze ciche dni czy spory wynikały raczej z niedojrzałości, braku doświadczenia i też znacznie mniejszej świadomości siebie. Uczyłyśmy się życia, związku, zawodu.
Sylwia jeździła do Łodzi uczyć się swojego rzemiosła, pracowała, przechodziła proces rozwodowy – to był dla niej bardzo trudny czas. Ja w tym okresie też miałam swoje wzloty i upadki. Kiedy dziś na to patrzę, myślę: to niesamowite, że to wszystko przetrwałyśmy razem. To naprawdę świadczy o sile tej przyjaźni.








