Ruch to zdrowie
Jednak przyszedł dzień w którym cała moja filozoficzna świadomość doznała przewrotu. Był to dzień w którym pierwszy raz wsiadłem na quada. Dosiadłem niepozorną choć wyżyłowaną Hondę „coś tam” z tylnim napędem. Wystarczyło 5 minut jazdy, gdy zacząłem się zastanawiać, czy oby samobójcy nie dostali dla siebie kolejnej alternatywy.
Był to dzień w którym pierwszy raz wsiadłem na quada. Dosiadłem niepozorną choć wyżyłowaną Hondę „coś tam” z tylnim napędem. Wystarczyło 5 minut jazdy, gdy zacząłem się zastanawiać, czy oby samobójcy nie dostali dla siebie kolejnej alternatywy. Po 10 minutach byłem już tego pewien. Przy zakupie quada w salonie sprzedawcy nie powinni pytać o pojemność czy rodzaj przeniesienia napędu. Powinni spytać czy zamierzamy zginąć za tydzień czy wystarczy nam parę godzin, no chyba że bardziej kręcą nas zerwane ścięgna, wybite stawy i złamane kości. W tym momencie poleciłby paletę innych maszyn. Cóż by to była za piękna śmierć. Staranować wrota niebios w płonącej Hondzie TRX450R, wykrzykując: „już jestem! Gdzie kobiety?”, zamiast być wywiezionym na wózku z rurką w nosie i kaczką między nogami.
Robiłem w życiu wiele głupich i szalonych rzeczy ze skokami na bungee, lataniem na motolotni włącznie. Jednak to jazda na quadach wywołuje we mnie największy przyrost adrenaliny i ścisku w kroczu. Oczywiście nie mam tu na myśli jazdy plastikowymi wyrobami azjatyckiej produkcji Made In Miseczka Ryżu, czy przeprawie ciężkim czteronapędowcem z wyciągarką z przodu, ale o porządnym sprzęcie z porządnej fabryki.
Jazdy na motocyklu możne nauczyć się każdy. To jedynie kwestia opanowania, techniki, wyważenia i pozbycia się lęku. Do jazdy quadem potrzeba coś więcej, potrzeba jaj. Tego nie da się nauczyć i wytrenować. Albo się z tym urodziłeś albo nie.
Wniosek wydaje się więc prosty. Sprawdźcie czym obdarzyła was matka natura, rozbijcie świnki skarbonki i biegiem do salonów sprzedaży. Św. Piotr już wrzucił Jacka Danielsa do lodówki…




