Pisanie o jedzeniu jest tym samym, czym tańczenie o motoryzacji. Jasne, zatańczę Ci jak duży jest samochód, a nawet (choć to poważne wyzwanie w moim wieku) jaki jest szybki. Nigdy jednak nie wytańczę zapachu skóry, benzyny i powietrza. Radości pędu i poczucia władzy gdy wciskasz pedał gazu. Gładkości lakieru i wibracji pracującego silnika. By poczuć swój wóz naprawdę, musisz  w nim usiąść, przekręcić kluczyki w stacyjce i ruszyć nieskazitelną gładzią szczecińskiej ulicy. Mogę napisać, że skórka na pieczonej kaczce jest  chrupiąca i rumiana, ale nigdy nie poczujesz tego w pełni,  jeśli nie rozgryziesz odrobiny przysmażonego majeranku wraz ze wspomnianą skórką właśnie… Najpiękniej dobrane słowa nie oddadzą aromatu dymu z owocowego drzewka w którym wędzi się świeżutki pstrąg, albo inna kiełbasa z dzika. Choć czasami bywało tak krucho, że na obiad człek szedł pochodzić po mieście, to samym patrzeniem głodu nie zaspokoisz. Pisanie o jedzeniu nie nakarmi głodnego. Niby truizm, a jednak coś w tym jest. Słowa to nie skwarki. 

Niezwykła popularność licznych kulinarnych programów telewizyjnych, blogów kuchennych i artykułów prasowych o tej właśnie tematyce,  przypomina mi trochę przechadzkę wzdłuż sklepowych witryn z pustym portfelem. Fajnie popatrzeć, nic nie kosztuje. Na wystawach cały wachlarz niepotrzebnych nam rzeczy na widok których nasze marzenia o ich posiadaniu wzlatują pod niebiosa. Na ekranie niezliczeni mistrzowie pokazują nam kolejny raz jak przyrządzić atlantyckiego homara z truflami i kawiorem. Ot, taki typowy, wtorkowy późny obiadek po powrocie z roboty. Zamiast obiadu na wielkim talerzu skrawek mięsa polany wąską kreska sosu i dwa wątłe badylki podające się za surówkę… Jakiś horror, czy co? Konkurs pod tytułem „kto zje mniej niż ja”?  Pytam się: a gdzie schabowy wylewający się z talerza, z furą ziemniaczków i wiaderkiem zasmażanej kapusty?

Zwróciliście uwagę, że po czasie zachłyśnięcia się kulinarną egzotyką, jakoś chętniej oglądamy to co nasze, swojsko-polskie?  Lokalnie, z szacunkiem dla tradycji, a nade wszystko przystępnie i możliwie. Tego wydają się oczekiwać Widzowie i Czytelnicy. Znani dziennikarze kulinarni odwiedzają rodzimych producentów serów, hodowców ryb i zwierząt. Mnie cieszy ten fakt w dwójnasób, bowiem bliższa mi nawet ta "nielegalna" produkcja kiełbas, czy konfitur i zapach przydomowej wędzarni, od najwykwintniejszych owoców morza w restauracji na Sri Lance. Przysłowia są mądrością narodów, a powiedzenia "cudze chwalicie, swego nie znacie", albo "bliższa koszula ciału" są szczególnie mądre.

Od dłuższego czasu tańczę Wam o motoryzacji, to znaczy piszę o jedzeniu. Często pełen wątpliwości, czy akurat ten temat zainteresuje Czytelnika? Czy ciągłe wspominanie, powracanie do korzeni, namawianie do produkcji własnej (jak drzewiej bywało) czy to Was nie znudzi?  Do świątecznego wydania też przydało by się o karpiu i barszczyku… Przecież z każdym rokiem nowe pokolenia miłośników garnków i rondli sięgają po „Prestiż” by zasięgnąć  „głębokiej wiedzy płynącej z kaczmarkowych felietonów” (żart). Otóż, tym razem powiedziałem sobie basta! Tym razem, korzystając ze świątecznej okazji chcę podziękować Wam Czytelnicy, za uważność, krytykę, za uśmiech i sympatyczne słowa. Wasze reakcje pokazują nam, prestiżowym felietonistom, że nie piszemy w próżnię, a dla autorów takie dowody czytelnictwa to najpiękniejszy prezent na świecie. Wiem, zabrzmiało to jak hasło wyborcze, ale sorry, taki mamy klimat.

Mam nadzieję, że na naszych świątecznych stołach znajdą się w tym roku same swojskie pyszności. Że przygotowując wigilijną kolację sięgniecie do sprawdzonych mądrości swoich Mam i Babć. Że w nadchodzącym roku wciąż będziemy wspólnie rozważać o smakach, zapachach i aromatach , bo przecież kuchnia zazwyczaj niedaleko sypialni, a gotowanie i Miłość tak wiele mają ze sobą wspólnego. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zatańczę Wam o domowym cydrze, wędzonym boczku i marynowanych grzybkach… Szczęśliwych Świąt i pomyślnego, smacznego Nowego Roku życzy Wasz Garkotłuk.

 

p.s. tekst inspirowany słynnym powiedzeniem Franka Zappy: „Mówić o muzyce, to jak by tańczyć o architekturze”

 

Szymon Kaczmarek

Prestiż  
Grudzień 2014